PLUS

Baner

Fascynująca historia amerykańskich jabłek.

Fascynująca historia amerykańskich jabłek.

Już październik, zatem czas na jabłka! „Apple picking” to jedna z ulubionych jesiennych aktywności - cóż przyjemniejszego niż spacer wśród obsypanych owocami jabłonek, łyk pysznego cydru czy kęs szarlotki z bitą śmietaną?

Jabłka to symbol jesieni, bomba smaku i witamin i słodka pamiątka biblijnego Raju. Dziś możemy je kupić w każdym supermarkecie - idealne kule czekają na nas ułożone w równe rzędy - okrągłe, lśniące, czerwone, zielone lub żółtawe Golden Delicious, Granny Smith, Fiji, Honeycrisp… I to właściwie wszystko. Trudno uwierzyć, że przez kilka stuleci Stany Zjednoczone były jednym z naczelnych importerów jabłek do Europy a jeszcze w XIX wieku w Ameryce uprawiano niemal…15 tysięcy odmian tego owocu! 

Były dostępne we wszystkich kształtach, kolorach i rozmiarach - niektóre z wyglądu przypominały… ziemniaka, inne czereśnię. Ich skórka rzadko kiedy była jednolita kolorystycznie i gładka - najczęściej była szorstka i pokrywały je wypustki, kropki i narośla. Były specjalne odmiany uprawiane na cydr, inne, które można było ususzyć, jeszcze inne uważano za odpowiednie do pieczenia jeszcze inne  - na paszę dla zwierząt. Jak to się stało, że z tej obfitości pozostało jedynie kilkadziesiąt gatunków o przewidywalnym smaku?

Historia związku mieszkańców Ameryki z jabłkami przypomina trochę romans, trochę film przygodowy a trochę thriller. Początki uprawy jabłoni w Ameryce Północnej przypadają na czas przybycia do Nowego Świata pierwszych europejskich osadników. Kiedy w 1607 roku do brzegów obecnej Virginii przybijały pierwsze statki ich pasażerowie wysiadali na dziką, zalesioną ziemię.  Na poletkach uprawianych przez Indian rosły kukurydze i dynie, a krzewy rodziły jedynie różne rodzaje dzikich jagód, śliw, papai i persymonów. Gdy słynny kapitan John Smith pierwszy raz skosztował niedojrzałego persymona wzdrygnął się i rzekł, że owoc ten „zaprawdę wypełnia usta olbrzymim cierpieniem”.

Cóż  było robić - osadnicy szybko wzięli się do pracy i już w 1629 roku kapitan Smith zanotował, że z pestek i sadzonek przywiezionych z Europy zaczynają rosnąć pierwsze drzewka owocowe, które rodzą brzoskwinie, morele, figi i jabłka. W 1644 roku pierwszy gubernator Wirginii, William Berkley wydał dekret nakazujący wszystkim osadnikom zakładać sady jabłoni. Oczywiście, nie wszystkie europejskie gatunki przywiedzione do Ameryki przyjęły się - większość z nich nie wytrzymała ostrych zim, upalnych lat i wiosennych przymrozków. Jednak te, które przetrwały okazały się idealne, by służyć nadrzędnemu celowi, dla którego w ogóle zostały posadzone - czyli wytwarzaniu cydru. Pamiętajmy, że były to czasy, gdy jabłka rzadko trafiały na stół w takiej formie jak obecnie. W XVIII wieku, gdy mówiłeś „jabłko” myślałeś „alkohol”. W czasach, gdy wodę ze studni czy jezior zamieszkiwały groźne dla człowieka bakterie, napoje alkoholowe stawały się bezpieczniejszą alternatywą. Cydr był pity powszechnie i w dużych ilościach. Mniej sfermentowany pod nazwą Ciderkin serwowano nawet dzieciom. Sam John Adams przyznawał się, że dziennie wypijał nawet beczkę złocistego napoju.

Najlepsze gatunki jabłek do wytwarzania cydru szybko stały się niezmiernie cenione na amerykańskim rynku. Tak bardzo, że już pod koniec XVII wieku plantator William Fitzhugh z Wirginii szacował, że wartość cydru wyprodukowanego z jabłek  z jego sadu równa się wartości 15 tysięcy funtów tytoniu! 

W młodych Stanach Zjednoczonych jabłka szybko zaczęły cieszyć się olbrzymią popularnością i estymą. Z zacięciem je uprawiano, krzyżowano, tworzono nowe gatunki. W pewnym momencie Ameryką targała „jabłkowa pasja” podobna do holenderskiej „gorączki tulipanowej”. Pasjonaci pokonywali setki mil w poszukiwaniu „jabłoni idealnej”, pisano o nich rozprawy naukowe i na potęgę handlowano pestkami i sadzonkami. Jabłonie z łatwością potrafiły budować i rujnować majątki. 

Jednak oczywiście nie mogło to trwać w nieskończoność. Nowe metody transportu i przechowywania owoców a także powstawanie coraz większych, wyspecjalizowanych gospodarstw produkujących owoce na skalę przemysłową doprowadziły do upadku nie tylko wiele niewielkich, rodzinnych sadów, ale także przyczyniły się do wymarcia setek odmian i gatunków jabłek. Przetrwały te, które najlepiej znosiły eksport, były najmilsze dla oka i najsłodsze. Czyli te, które dziś widzimy na sklepowych półkach.

Pewnego rodzaju pamiątką po wielkiej historii amerykańskiego jabłka są współczesne „jabłkobrania”. Wybierzcie się zatem koniecznie tej jesieni na apple picking i nie wyrzucajcie z koszyków tych mniejszych, brzydszych czy mniej lśniących okazów - może właśnie w nich kryje się zaginiony smak ich dumnych przodków!

Zuza Ducka

Kategoria: Podróże > Weekend z PLUSem

Data publikacji: 2021-10-08

Baner
Ogłoszenia/classifieds
Ogłoszenia Zobacz ogłoszenia >>
Baner
Baner
Baner
Baner
Plus Festiwal

Podoba Ci się nasza strona?
Polub nasz profil na Facebooku.