Biwak na wyspie? Tylko na Lake George!

Każdy kto miał okazję biwakować na jednym z polskich pól namiotowych wie, że są to miejsca, w których raczej trudno o prywatność.

Całonocne śpiewy, kolejki do prowizorycznej sławojki, czy nie do końca trzeźwi sąsiedzi potrafiący przez pomyłkę wparadować do naszego namiotu w środku nocy… To wszystko może znieść młoda, żądna przygód osoba, ale dla tych trochę starszych taki kemping to… koszmar! Na szczęście na amerykańskich polach namiotowych panują zupełnie inne zasady. Czystość, liczne udogodnienia (a także często zakaz konsumpcji alkoholu) sprawiają, że kempingowanie jest wśród Amerykanów lubianą i popularną rozrywką.

Na szczęście w przeciwieństwie do New Jersey władze Nowego Jorku zdecydowały się mimo pandemii otworzyć pola namiotowe w tym sezonie! A jest w czym wybierać! Góry, morze, jeziora - dla każdego coś miłego. A jeśli ktoś w dzieciństwie marzył o spędzeniu nocy na bezludnej wyspie, koniecznie musi wybrać się nad Lake George. Dlaczego? Na tym wspaniałym jeziorze, nazywanym „Królową Amerykańskich Jezior” prócz licznych hoteli i pensjonatów znajdują się także wyspy. Dużo wysp!

Na całym Lake George znajduje się 165 większych wysp i 230 wysepek (razem 395), w większości stanowiących własność stanu. Powierzchniowo znajdują się wśród nich takie jak Skipper's Jib (wielkości samochodu osobowego) jak i większe: Vicar's i Long Island. Na większości z tych wysp wolno obozować.

Wyspy, na których można biwakować pogrupowane są ze względu na położenie. Są to Long Island Group, Glen Island Group i Narrow Island Group. Wszystkie zostały przystosowane na potrzeby turystów - na każdej z nich znajdują się toalety, stoły piknikowe oraz paleniska, na których można grillować.

W zależności od rozmiaru wyspy można na niej rozbić od 2 do 90 namiotów! Koszt miejsca namiotowego nie przekracza $30 natomiast pamiętajmy, że na wszystkie wyspy dotrzemy jedynie łodzią lub kajakiem (można je wypożyczyć w jednej z licznych wypożyczalni sprzętu wodnego). Można tu także łowić ryby, których w wodach Lake George jest prawdziwe zatrzęsienie!

Nie zapominajmy jednak, że podobnie atrakcyjne i niezmiernie ciekawe jest samo jezioro i jego historia! Lake George jest długim, (prawie 52 km) wąskim jeziorem mezotroficznym i znajduje się u podnóży południowo-wschodnich stoków łańcucha górskiego Adirondack. Leży w górnej partii Wielkiej Doliny Appalachów i ku północy łączy się z innym wspaniałym jeziorem - Lake Champlain, a przez nie z dorzeczem rzeki Św. Wawrzyńca, na historycznym szlaku prekolumbijskich Indian wiodącym na północ z doliny rzeki Husdon, na trasie z Albany do Montrealu. Położone w pobliżu linii kolejowej biegnącej z Nowego Jorku do Montrealu, Lake George stało się atrakcyjnym miejscem wakacyjnym celebrytów z przełomu XIX i XX wieku. Odwiedzały je rodziny Rooseveltów, Vanderbiltów i Rockefellerów. Otwarte wówczas zostały hotele „Fort William Henry”, dzisiaj centrum Lake George Village i „Sagamtore” w Bolton Landing.

Indianie nazywali to jezioro Andia-ta-roc-te. Nazwy tej nie wykorzystał pisarz James Fenimore Cooper w swej powieści „Ostatni Mohikanin”, której akcja toczy się między innymi nad wodami Lake George. Zdaniem Coopera nazwa ta była za długa i trudna do wymówienia dla ówczesnych czytelników, dlatego nazwał je „Horican” od nazwy plemienia, które jakoby tu kiedyś mieszkało. Skąd zatem wzięła się nazwa „Lake George? Otóż 28 sierpnia 1755 roku nad brzeg jeziora przybył oddział milicji kolonialnej pod dowództwem płk. Williama Johnsona, który miał zająć ten obszar dla Wielkiej Brytanii w ramach toczonej właśnie wojny z Francją. Johnson nazwał jezioro imieniem swojego króla Jerzego - postaci dość tragicznej (inteligentny i szczodry władca cierpiał na porfirię). Amerykanie, jako wspaniałomyślny naród, nawet po przegranej wojsk brytyjskich nie zmienili nazwy jeziora, które do dziś swoją nazwą przypomina szalonego angielskiego króla.