W tym wydaniu tygodnika pozwolę sobię przedstawić historię pani Bożeny, jednej z moich klientek.
To ona jest autorką tej opowieści i to jej historia życia czyni, iż moja praca jako pośrednika nieruchomości jest ciekawa i potrzebna. Serdecznie panią Bożenę pozdrawiam i ściskam i na pewno nie omieszkam podesłać jej tego wydania PLUSa.
“Nazywam się Bożena M., od pół roku mieszkam w Polsce. Wcześniej, a właściwie większość swojego życia mieszkałam w Nowym Jorku. Całe swoje dorosłe życie spędziłam na gonitwie za dolarem. Dzisiaj mam 67 lat i doczekałam się zasłużonej emerytury. Do Ameryki przyleciałam jak miałam zaledwie 24 lata, zaraz po studiach polonistyki. Nie mając o niczym pojęcia. Przyleciałam na zaproszenie ciotki Wandy. Spodobało mi się w tym mieście. Ciocia mieszkała na Greenpoincie, miała wolny mały pokoik, to zatrzymałam się u niej na trochę. Na początku planowałam powrót do Polski przed upłynięciem ważności wizy, ale siła dolara wygrała z ambicjami świeżo upieczonej studentki Uniwersytetu Warszawskiego. Ciocia sprzątała u Żydów na Williamsburg i już mojego drugiego tygodnia w Nowym Jorku zabrała mnie tam ze sobą. Pomyślałam jakie to poniżające, takie upokarzające płaszczyć się jakieś babie z gromadą dzieci, która rozkazując nam pracę mówi półsłówkami po polsku. Pomyślałam, że ja bym tak nie mogła, ja tak nie chcę. W drodze do domu przez pięknie zielony park ciocia wyciągnęła dolary i dała mi za pracę, powiedziałam, przecież to za dużo. A ona odpowiedziała, że uczciwie należy mi się połowa. Zdziwiłam się bardzo, że ta “połowa” to tak dużo. Czas mijał szybko. Po kilku tygodniach pomagania cioci sama podłapałam kilka “plejsów”. W tydzień zarabiałam tyle co mój tato w miesiąc w Polsce, a jeszcze miał na utrzymaniu całą naszą sześcioosobową rodzinę. Podjęłam decyzję, że zostanę w Ameryce na dłużej. Odłożę na mieszkanie w Polsce i dopiero wrócę. Chciałam zmienić pracę, ale każda inna była mniej płatna niż sprzątanie. Dolar tak kusił, że pomimo, iż każdego dnia kiedy wracałam ze sprzątania obiecałam sobie, że nie mogę tego robić więcej. Czułam się, że wycieram podłogi moim dyplomem magistra i że szkaluję moją ukochaną Polskę. Jednak myśl o pieniądzach wygrywała ze wszystkim. Tak minęło kilka kolejnych lat. Dzięki amnestii udało mi się dostać zieloną kartę i mogłam w końcu odwiedzić podstarzałych już rodziców. Dziękuję Panu Bogu, że miałam takie szczęście, bo wielu moich znajomych nie zdążyli zobaczyć rodziców żywych, zanim mogli legalnie polecieć do Polski. Podczas jednej z podróży do Polski poznałam swojego męża Czesława. Okazało się, że mieszkaliśmy niedaleko siebie, zaledwie kilka ulic. Ach co to była za miłość. Zamieszkaliśmy razem na Queensie. Tam też urodziła się nasza córka Basia. Kiedy Basia była malutka ja nie pracowałam, zajmowałam się domem, a jak Basia poszła do przedszkola postanowiłam, że nie wrócę do sprzątania. Odezwała się we mnie duma polonistki. Podjęłam pracę w agencji polonijnej, jak również uczyłam w polskiej szkole, gdzie również uczęszczała Basia. Kiedy Basia miała 10 lat kupiliśmy z mężem mieszkanie na Woodhaven. Dwie sypialnie nam starczyły, gdyż mieliśmy tylko Basię, takie nasze ukochane słońce w późniejszych latach rodzicielstwa. Żyło nam się tam bardzo dobrze, do czasu wylewu Czesława. Nie zdążyłam się nawet z nim pożegnać. Przeklinałam Amerykę tego dnia jak nigdy. Pochowałyśmy męża i ojca w Polsce, bo tam obie z córką chciałyśmy wrócić. Po powrocie do Ameryki, córka oświadczyła mi, że chciałaby studiować polonistykę w Warszawie, tak jak ja. Jaka ja byłam szczęśliwa. Jeszcze zanim Basia się urodziła, z mężem kupiliśmy małe mieszkanko w Warszawie, więc było dokąd wracać. Ale co z mieszkaniem w Nowym Jorku? Wtedy spotkałam panią Kingę Switajski, agentkę nieruchomości z Exit Realty Minimax. Nie tylko pomogła mi ze sprzedażą mieszkania, proces ten przebiegł szybko, sprawnie i jestem bardzo zadowolona z ceny sprzedaży. Nie jestem osobą zbyt ufną, ale wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. Basia już kończyła studia w Polsce, zakochana z planami ślubu, nie chciałam jej zawracać głowy sprzedażą tego mieszkania. Pani Kinga pomogła mi w całym procesie sprzedaży i przeprowadzki do Polski jak własna córka. Jestem wdzięczna losowi, że właśnie ją spotkałam na swojej końcowej drodze w Ameryce. W Polsce jestem bardzo szczęśliwa, chociaż Amerykę noszę w sercu również i miło wspominam”.
Kinga Świtajski
Exit Minimax
646-597-2537
Kategoria: Porady > Nieruchomości
Data publikacji: 2017-08-22