PLUS

Baner

AFRYKA POŁUDNIOWA

AFRYKA POŁUDNIOWA

Johannesburg Siódmy dzień tygodnia, godzina siódma rano. Boeing 747 należący do British Airways, po jedenastu godzinach i dziesięciu minutach lotu z Londynu usadawia nas na płycie lotniska w Johannesburgu.

Z okien samolotu widać, że Jo'burg to ogromna metropolia z rozległymi slumsami Soweto od południowego zachodu i elegancką Pretorią przylegającą od północy.

Johannesburg liczy nieco ponad 6 mln (2023) oficjalnych, a tak naprawdę blisko 9 milionów mieszkańców, w tym - ogromną ilość nielegalnych, biednych i gotowych na wszystko imigrantów z Zimbawbe i Nigerii. Miasto, znane w świecie jako "Miejsce Złota", czyli Jozi or eGoli, szczyci się mianem najbogatszej metropolii kontynentu oraz trzeciej - po Kairze i Lagos - pod względem liczby ludności.Reprezentacyjne centrum Johannesburga, RPA

Odprawa graniczna jest szybka i sprawna, pomimo tasiemcowej kolejki. W ciągu paru godzin od mojego przylotu lądują jeszcze trzy Jumbo Jety, wszystkie zapełnione turystami do ostatniego miejsca: z Londynu, Frankfurtu i Monachium. Wśród przyjezdnych przeważają Holendrzy, Anglicy i Niemcy. Obywatele polscy otrzymują bezpłatnie wizy bezpośrednio na lotnisku pod warunkiem, ze okres ich pobytu w RPA nie przekroczy 30 dni. Oczom nie wierzę, widząc ten żądny zwiedzania tłum w kolejce do odprawy; jakże ten widok koliduje z powszechnym w mediach obrazem RPA jako krainy opływającej... przestępczością i tkwiącej w politycznej niepewności. Jak jest naprawdę, przekonamy się osobiście w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

Ponieważ kilkoro znajomych przyleci wkrótce Lufthansą i British, to - czekając na nich - wymieniam walutę w lotniskowym banku na randy (1 USD = 19.03 ZAR), a kiedy grupka się kompletuje, opuszczamy gmach przylotów. Po obowiązkowych pamiątkowych fotkach ruszamy w nieznane z dobrym znajomym z dawnych szkolnych lat. Johannesburg nie jest zbyt bezpiecznym miejscem na swobodne wałęsanie się na piechotę, dlatego też obecność starego kumpla jawi się nam jak... łaska zesłana przez Niebiosa.Wielka Piątka na banknotach RPA

Jest dość ciepło, około 15C, a w ciągu dnia temperatura powinna wzrosnąć do ponad 20 stopni Celsjusza. Klimat regionu zawsze sprzyjał Europejczykom, gdyż miasto, leżące na wysokości 1763 m n.p.m. nie doświadcza zbyt wielkich upałów ani mroźnych zim.

Jo'burg w ciągu niecałego wieku przekształcił się z górniczej osady w ogromną metropolię. Przeżywa dynamiczne zmiany z cichymi dotąd dzielnicami przeistaczającymi się w tętniące życiem modne kwartały. Miasto leży na terenie najmniejszej, liczącej zaledwie 17 tys. km2 prowincji Gauteng, która - mimo niewielkiego obszaru - jest motorem napędzającym państwową gospodarkę. Żyje tutaj jedna czwarta ludności kraju i 40% białych.Jeden z nielicznych ocalałych szybów kopalnianych, Johannesburg, RPA

Statystycznie w Gautengu mieszka 70% siły roboczej Afryki Południowej, produkując blisko 40% dochodu narodowego! Ekonomiczne dane są imponujące, ale z turystycznego punktu widzenia Gauteng, poza kopalnią złota i kilkoma malowniczymi miejscami jest raczej nudnawy.

Na pierwszy rzut oka Johannesburg wygląda jak typowe miasto zachodniej cywilizacji, a pod względem składu etnicznego przypomina niektóre metropolie głębokiego Południa Stanów Zjednoczonych: Memfis (gdyby nie ta piramida...) czy Nashville (gdyby nie Opryland). Niektóre fragmenty downtown i okolicznych dzielnic (jak Hillbrow) stały się synonimami przestępczości, czyli z punktu widzenia turysty: no-go zone. Centrum (inaczej: city) pustoszeje, gdyż biali przenoszą się z biznesami w stronę Pretorii.

Ta bogata "północ" (z dzielnicami Fourways, Parktown i Randburg) staje się właściwie czymś w rodzaju gett, z willami w otoczce wysokich murów, ogrodzeń pod prądem i warczących, wartowniczych psów. Biali dumają jak zainwestować gotówkę poza granicami kraju, podczas gdy średnia klasa rosnących w siłę czarnoskórych obywateli - dla odmiany - widzi świetlaną przyszłość właśnie tutaj i w swoich rękach. Rządy państwa są obecnie całkowicie w rękach Murzynów.

Gorączka złota Ta bryla zlota warta jest 157 tysiecy dolarow usa

Johannesburg to finansowe serce Republiki Południowej Afryki, miasto znane z licznych określeń związanych oczywiście ze złotem; Gauteng, Egoli. Zaczynamy zwiedzanie od odległej o 8 km na południe osady Gold Reef City, która dała początek wielkiemu Johannesburgowi. Szyb kopalni złota, 10 kwietnia 2010 roku, co a dzień. Johannesburg, RPA

 Tutaj, pośród wyżyn Wysokiego Weldu, w 1886 roku niejaki George Harrison (!?) znalazł złotonośną skałę, nie zdając sobie do końca sprawy,że właśnie odkrył najbogatszego na świecie złożw tego szlachetnego metalu! Błyskawicznie powstała górnicza osada, która już w trzy lata później stała się największym miastem Afryki Południowej.

Obecne Gold Reef City jest "parkiem tematycznym", zbudowanym wokół czynnego w latach 1887-1971 szybu górniczego nr 14. Skansen dość wiernie odtwarza życie miasta z jego najświetniejszych lat, gdzie można zwiedzić interesujące muzea, obejrzeć zabytkowe budynki, zachwycić się folklorystycznym pokazem i obejrzeć jedyny w swoim rodzaju show górników pląsających w kaloszach (gumboot dancing)!Taniec górników w kaloszach

Ten unikalny taniec, mający swoje źródła ponoć w Austrii, „wylansowali” europejscy misjonarze, wielce zgorszeni wdzięcznymi wygibasami półnagich autochtonów. Najbardziej jednak oczarował mnie śpiew Murzynek, których głosy były godne najświetniejszych filharmonii świata. Inny oryginalny pokaz to najprawdziwszy wytop złota. Tylko i wyłącznie tutaj, w całej Afryce Południowej, publiczność może na własne oczy ujrzeć, "jak to się robi".

Korytarz w kopalni złota, Johannesburg, RPA

Widok jest zaiste imponujący: kilogramy czerwono-żółtego, płynnego złota, zastygające w foremne bryły, a wszystko tak blisko od nas, i jednocześnie tak... nieosiągalnie daleko. Ponoć każdy, kto dwoma palcami uniesie bryłę od powierzchni stołu, może zostać jej właścicielem, mnie się nie udało.

 Zaliczamy sklepy z pamiątkami. Dają nam one obraz tego, co nas może czekać w świecie suwenirów. Ponieważ mamy przed sobą imponującą trasę, długi pobyt i zaliczenie kilku wybitnie murzyńskich państw, decydujemy się na odłożenie zakupów na ostatnią chwilę. Jak się później miało okazać, była to decyzja słuszna, pomimo ogromnych pokus na początku.

Ostatni etap naszej podróży - Kapsztad - szczyci się targiem Greenmarket Square z ogromnym wyborem staroci, gdzie można kupić m.in. rzeźby i maski nie tylko z RPA, ale i z całej Afryki! Póki co oglądamy śliczne, pieszczące oko złote krugerandy w mennicy, złote monety z wizerunkami słynnej Wielkiej Piątki (niebywała gratka dla myśliwych),po czym zjeżdżamy staroświecką windą do nieczynnego już wyrobiska.

Złote medale z podobiznami Wielkiej Piątki dzikich zwierząt AfrykiZwiedzanie położonego na 200 metrach chodnika zajmuje około 45 minut, podczas których zapoznajemy się z ciężkimi warunkami pracy w kopalni złota, o której ćwierć wieku temu uczyłem się na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej nie wiedząc, że kiedyś będzie mi dane oglądać ten geologiczno-górniczy fenomen. Nasza lokalizacja, Johannesburg, RPAProf. Janusz Kotlarczyk opowiadał wówczas studentom o dajkach (takie intruzje płynnych skał wulkanicznych) widocznych tuż przed lądowaniem w Johannesburgu, co w latach komunistycznego ucisku brzmiało jak opowieści z wizyty na Marsie. Wracamy na powierzchnię ziemi. Gold Reef City czynne jest od wtorku do niedzieli w godzinach 9:30 - 17, wstęp kosztuje 250 randów, a całość naprawdę godna uwagi.

 Zapoznanie z Pretorią

Po sporej dawce wrażeń w Johannesburgu opuszczamy obfitujące w złoto rejony Witwatersrandu i przybywamy do administracyjnej stolicy kraju - Pretorii. Miasto, położone ok. 50 km na północ od Jo'burga, zamieszkałe jest przez blisko 3 miliony ludzi. Pretoria zwie się oficjalnie Tshwane (w języku murzyńskiego plemienia Sotho), albo też (co mi bardziej przypada do gustu) ePitoli

Panorama Pretorii

Była stolica pierwszego państwa białych ludzi na krańcu Afryki: Zuid-Afrikaansche Republiek do dzisiaj pozostaje administracyjnym centrum Republiki Południowej Afryki. To właśnie w Pretorii powstał i był przez lata skutecznie rozwijany system segregacji rasowej, znany szeroko w świecie jako apartheid. Zabudowa wzdłuż autostrady łączącej Jo'burg z Pretorią jest ciągła, głównie dzięki firmom, które przenosząc się z zagrożonego przestępczością Johannesburga wypełniły swoimi siedzibami pasmo zieleni, odgradzające niegdyś oba ośrodki miejskie.

Zwiedzanie stolicy zaczynamy od symbolu Afrykanerów: pomnika Voortrekker Monument. Upamiętnia on wielki wymarsz (treking) pionierskich Burów z Kapsztadu w latach 30. XIX wieku, emigrujących z obawy przed coraz bardziej natarczywą brytyjską dominacją. Nawiasem mówiąc z tych lat właśnie wzięło się tak obecnie popularne w niektórych regionach świata (np. Nepal) i powszechnie używane do dzisiaj określenie trekking.Pomnik Pionierów

Pomnik Pionierów postawiono w 1938 roku z okazji setnej rocznicy bitwy nad rzeką Blood River, gdzie licząca około 468 ludzi grupa Burów pokonała 7-tysięczną armię Zulusów. Niektóre źródła donoszą, że Zulusi liczyli ponad 12 tysięcy wojowników! Do cudów należy zaliczyć fakt, że... zginęło wówczas 3 tysiące murzyńskich wojowników i... ani jeden biały żołnierz! Bitwa nad Krwawą Rzeką była odwetem za wymordowanie przez Zulusów grupy Burów pod przewodnictwem Pieta Retiefa, którzy od króla Dingaana (przyrodni brata słynnego wodza Shaka Zulu) dostali ziemię w zamian za stada krów, jednak pomimo spisanej umowy zostali podstępnie wymordowani co do jednego. Na wewnętrznej ścianie Pomnika oglądamy właśnie płaskorzeźbę przedstawiającą historyczny moment podpisania tej umowy przez zuluskiego króla. Ciekawostka: dokładnie o 11-ej przed południem 16 grudnia (rocznica wzmiankowanej bitwy) padający przez otwór w suficie wąski promień słońca jasno oświetla położony na parterze symboliczny grobowiec upamiętniający jej bohaterów. Wóz Burów

  Pomnik Pioniera jest wielki, masywny, unikalny w swoim kształcie i położeniu. Wokół, w wewnętrzną ścianę muru zręcznie wkomponowano reliefy burskich wozów z czasów Wielkiej Wędrówki, ustawione w typowym kręgu obronnym. Życie pionierów nie było łatwe. Liczne płaskorzeźby szczegółowo opisują twarde życie pierwszych osadników, ich walkę o przetrwanie, bitewne sceny z udziałem mężczyzn i dzieci, kataklizmy przyrody. Kobietom wystawiono osobny pomnik, w podzięce za trud i poświecenie w tamtych niełatwych czasach.

Po krętych schodach wychodzimy na balkony położone blisko szczytu budynku, skąd roztacza się wspaniała panorama okolicy. Od zachodu widać centrum miasta, od wschodu - okazałe budynki największego uniwersytetu świata UNISA ze 370 tysiącami studentów (2023), od południa - siedziby wspomnianych na początku firm, które umiejscowiły się w połowie drogi między Johannesburgiem a Pretorią. Ulica w Pretorii, RPA

Wjeżdżamy do “Miasta Kwitnącej Jakarandy" znanego z okazałych gmachów rządowych i wiodącego w kraju ośrodka akademickiego. Egzotyczne jakarandy sprowadzono w 1888 z Rio de Janeiro, a dzisiaj - w ogromnej ilości 70 tysięcy sztuk - zdobią miasto każdej wiosny (czyli w październiku i listopadzie) milionami fioletowych kwiatów. Pretoria już na wstępie sprawia sympatyczne wrażenie, jakże różne od pełnej napięcia metropolii od południa. Na ulicach panuje relaksująca atmosfera, architektura centrum jest składna, przejrzysta, ze świetnie zachowanymi zabytkowymi budynkami. 

Zabytki Pretorii

Podjeżdżamy do domu, gdzie mieszkał Paul Kruger, ostatni prezydent w czasach wojen burskich. Spacerujemy po salonach, jego kuchni, oglądamy meble, obrazy i liczne podarunki od możnych tego świata. Spozieramy na przedmioty codziennego użytku dowiadując się wielu interesujących faktów z życia tego, tak mało znanego kraju.

Duch Krugera czuwa, Pretoria RPA

Pomnik Krugera znajduje się na środku głównego placu stolicy: Church Square, gdzie budynki wokoło i w okolicy zbudowane są w stylu neogreckim oraz neoromańskim. Podziwiamy Ratusz i Gmach Sądu, do tego najstarszy bank Republiki Burskiej, skąd Paul Kruger zabrał całe złoto kraju do Europy, aby uzyskać pomoc i broń do walki z Anglikami.  Dom Krugera, salon

  Przewodnik przypomina burzliwą historię Transwalu, która zdaje się nadal przemawiać z pomników. Dolina rzeki Apies od tysiącleci miała wystarczającą ilość opadów i na tyle urodzajną glebę, aby utrzymać dużą rolniczą populację; zamieszkiwały ją plemiona Nguni, zwani Ndebele przez transwalskie ludy Soto, a Matabele przez Europejczyków. Tragiczne wojny rozpętane przez Zulusów doprowadziły do wymordowania bądź wypędzenia prawie całej czarnoskórej ludności dzisiejszego stanu Gauteng. Kiedy w 1841 r. pierwsi Burowie dotarli w ten rejon, zastali puste, "niczyje" ziemie. Burowie założyli własne państwo, wstrząsane od początku istnienia wojnami z okolicznymi murzyńskimi grupami i ich wewnętrznymi potyczkami. Burowie byli pierwszymi osadnikami w Kraju Przylądkowym: Holendrami, Flamandami, Belgami, Portugalczykami i Niemcami. Z biegiem czasu zaznaczył się masowy napływ Anglików do tego stopnia, że Burowie zaczęli na dobre obawiać się ich dominacji, a jako lud niebywale religijny, zamiast stawiać zbrojny opór postanowili udać się na Wielką Wędrówkę na północ i wschód, w poszukiwaniu nowej nadającej się do osiedlenia ziemi. Znaleźli żyzne, niezamieszkałe doliny, ale ucieczka przed Anglikami na dłuższą metę okazała się daremna. W krótkim czasie stworzyli trzy kraje: Natal, Transwal oraz wolne państwo Orania. W 1853 rząd burski odkupił z rąk prywatnych Rynek w Pretorii,, administracyjnej stolicy RPAdwie farmy pod budowę stolicy republiki, którą nazwano Pretoria na cześć Andriesa Pretoriusa, bohatera domowej wojny lat 1863-69. Brytyjczycy - którzy zaanektowali Natal tuż po jego powstaniu - zagwarantowali niepodległość pierwszej burskiej republice ZAR już w latach 50. XIX stulecia, ale z zaniepokojeniem śledzili bieg politycznych wydarzeń w zasiedlonym przez Burów regionie między dolinami rzeki Trans i Limpopo.

   Niepokój ów wynikł z pazerności. W 1867 r. w Prowincji Przylądkowej znaleziono 21-karatowy diament, a w 1877 r. - ogromne złoża diamentów w Kimberley i na dodatek złoto w Pilgrim's Rest. Tego samego roku Anglicy oblegają Pretorię, realizując przebiegły plan zmierzający do opanowania eksploatacji cennych złóż. Burowie z miejsca przystąpili do wojny (I Wojna Burska) i zdołali odzyskać niepodległość. Jednak już wkrótce, w 1886 r. na terenie Transwalu doszło do odkrycia kolejnych, ogromnych ilości złota ("główna żyła" w Johannesburgu) co zasadniczo odmieniło polityczną sytuację. Stołeczne pomniki, Pretoria, RPA

Doszło do drugiej Wojny Burskiej z Anglikami. W czerwcu 1900 burskie władze z prezydentem Paulem Krugerem opuściły Pretorię, ale wojna trwała nadal, do 31 maja 1902 r., kiedy to podpisano traktat pokojowy, a supremacja angielska stała się faktem.

   Brytyjczycy posiadając chrapkę na cały południowoafrykański skrawek kontynentu, zmuszeni byli w 1906 roku raz jeszcze zagwarantować niepodległość Transwalu. W 1910 roku powstał Związek Afryki Południowej pod dominium Wielkiej Brytanii, a w 1961 roku niepodległa Republika Południowej Afryki pod rządami prezydenta Hendrika Verwoerda. Pretoria, ów symbol apartheidu, jak na ironię jest obecnie siedzibą rządu z czarnoskórym prezydentem Cyril Ramaphosa, z czarnoskórym burmistrzem i czarnoskórą większością rady miejskiej. Dr Verwoerd, Charles Swart i jego koledzy pewnie przewracają się w grobie! 

Budynek pierwszego banku w Pretorii, RPA

Po tak dużej dawce historii kontynuujemy zwiedzanie. Na południe od Church Square stoją  dwa interesujące budynki; Urząd Miasta (City Hall) i wspaniałe Transvaal Museum, z bogatą kolekcją obiektów przyrodniczych, archeologicznych i geologicznych. Przechodzimy do wschodniej części miasta, aby podziwiać pochodzące z 1910 r. wspaniałe gmachy rządowe znane jako Union Buildings. Z racji bezpieczeństwa wstęp do środka jest zamknięty dla turystów, ale najpiękniejszy widok parlamentu wykazującego mieszane architektoniczne style (wpływy holenderskie i włoskie) ukazuje się od strony ukwieconego podnóża wzgórza. Union Buildings położony jest na pagórku, przez co dominuje nad całą okolicą. Kościół w Pretorii, RPA

Pretoria prezentuje się pozytywnie, nie ma tu drapaczy chmur ani zbyt dużo murów z drutem kolczastym, przestępczość - chociaż istnieje - jest znacznie niższa niż w Jo'burgu, imponuje dużo zieleni i wspaniałe nocne życie w opanowanych przez studentów dzielnicach Hatfield i Brooklyn. Najciekawszym bodaj miejscem na ubawowe spędzenie wieczoru i nocy jest w ulica Burnett, zapraszam!

 Folklorystyczny show

   Zasiadam na bujanym fotelu i kołysząc się myślę o młodzieńczych latach w Krakowie, kiedy na ulicy Rękawka, do poduszki, z wypiekami na twarzy czytałem powieści Frantiska Behounka "W niewoli Matabelów" i "Gwiazdę Południa" Juliusza Verne, a nieco później, w telewizji podziwiałem porywający serca serial "Shaka Zulu". Te właśnie lektury po raz pierwszy zaznajomiły mnie z egzotyczną krainą na dalekim krańcu afrykańskiego kontynentu. Nasze afrykańskie domki w stylu Ndebele

   I oto dzisiaj, nie po raz pierwszy zresztą, jestem wraz z grupą uczestników w Republice Południowej Afryki. Niedaleko Johannesburga znajduje się bardzo ciekawy skansen służący jako hotel, którego oryginalność polega na wybudowaniu pokojów w postaci murzyńskich mini-wiosek składających się ze stylizowanych chat typowych dla południowoafrykańskich plemion: ZuluKosaBasothoPedi Ndebele. Chaty Zulusów

   Wczesnym popołudniem zajechaliśmy do tego skansenu, zwanego Lesedi, i po zakwaterowaniu oraz odświeżeniu ciał udaliśmy się na etnograficzny "spacer po Afryce". Lokalny przewodnik wiedzie nas od "wioski" do "wioski" objaśniając realia życia w warunkach odległego buszu. Oglądamy różnego rodzaju zabudowania; kryte trawą chaty, pomieszczenia gospodarcze, spichlerze, zagrody dla zwierząt... Przed każdą taką "wioską" wita nas tradycyjnie ubrany wódz i zgodnie z rytuałem zaprasza do środka. Kobiety wewnątrz zajęte są codziennymi obowiązkami - szyją, tkają, naprawiają ściany, suszą zioła lecznicze, przygotowują posiłki... Zuluski wódz

Mężczyźni snują opowieści o ważnych wydarzeniach z dawnych latach, o polowaniach, walkach i swoich bohaterach, o rodzajach broni, żonach i krowach... A kiedy już z grubsza poznaliśmy tradycje i zwyczaje, prowadzą nas na folklorystyczny show z pełnymi dynamiki tańcami i hipnotyczną grą na bębnach. Mając w uszach egzotyczną muzykę, a w oczach nadal obrazy barwnych wiosek jak z sienkiewiczowskiej powieści "W pustyni i w puszczy", dostajemy kolejną porcję wrażeń, tym razem skierowaną na zmysł smaku. Kryta strzechą chata Czeka nas prawdziwa uczta, podczas której w przyhotelowej restauracji Nyama Choma mamy okazję spróbować afrykańskiej kuchni nawet z daniami z dzikich zwierząt, jak na przykład pieczeń z antylopy, ogon krokodyla czy udo afrykańskiego strusia. A wieczorem, przy ognisku przysłuchujemy się opowieściom z Czarnego Lądu. Wracamy do Afryki od października, podróże są piękne!

Kanion rzeki Blyde

Po śniadaniu wczesnym rankiem opuszczamy Pretorię i udajemy się do niegdysiejszego Wschodniego Transwalu, czyli obecnej prowincji Mpumalanga. Jedziemy rozległym płaskowyżem poprzez łagodne wzgórza porośnięte wysoką trawą, z plantacjami sosen i eukaliptusów. Mijamy pola walki z czasów Wojen Burskich. Oglądamy miejsca, gdzie narodziła się idea komandosów. Panorama krawędzi Gór Smoczych

To właśnie tutejsi Burowie, bijąc się z przeważającymi siłami Anglików, wypracowali taktykę tworzenia niewielkich oddziałów "komando" atakujących znienacka i znikających błyskawicznie pośród usianych kamieniami wzgórz. Na korzyść Afrykanerów przemawiał też fakt, że żyjąc w sawannie polowali od dziecka stając się wyborowymi strzelcami.Blyde, krawędź

Anglicy nosili wtedy jaskrawoczerwone mundury - doskonale widocznym celem na tle zielonej lub szarej trawy. I nawet kiedy wskutek niepowodzeń wprowadzili po raz pierwszy w historii ubiór w kolorze khaki, nadal kazano oficerom nosić czerwone kołnierze, wystawiając ich tych samym na odstrzał w pierwszej kolejności. Przypominam sobie o kolejnych innowacjach, z których zasłynęła Południowa Afryka: pierwszy pociąg pancerny, pierwsi skauci i pierwsze obozy koncentracyjne (zbudowane przez Anglików dla Burów!).

  Glowa z Lydenburga W południe urządzamy krótki postój w miejscowości Lydenburg. Interesuje nas tutaj ciekawe muzeum, którego główną atrakcją są kopie unikalnych terakotowych obiektów znanych jako Głowy z Lydenburga, pochodzące z 490 roku po Chrystusie, a służące niegdyś młodzieńcom podczas ceremonii inicjacyjnych. Przypominam sobie, jak lata temu podobne, gliniane rzeźby nakładałem sobie na głowę u Papuasów w Akemeku. Cóż za intrygujący zbieg okoliczności, pomysłów i kultur...

   Po wyjeździe z Lydenburga zauważamy wyraźną zmianę krajobrazu, bowiem wzniesienia po obu stronach szosy stają się coraz wyższe. Osiągamy Małe Góry Smocze, czyli Klein Drakensberg, których nazwa - wbrew przypuszczeniom - nie pochodzi od kształtu ani też od zamieszkujących je potworów, lecz od licznych dziur w skałach, jakie pierwszym osadnikom kojarzyły się ze... smoczymi gniazdami! Docieramy do miejsca, gdzie płaskowyż Wysokiego Weldu opada stromą, kilometrową skarpą do nizin Niskiego Weldu - nadmorskiej równiny sięgającej ku wschodowi, aż do mozambickiego wybrzeża Oceanu Indyjskiego. 

Okolica wokół znana jest z najpiękniejszych widoków w Afryce Południowej, wraz z kilkoma innymi atrakcjami najwyższej światowej klasy: kanionem rzeki Blyde, malowniczą drogą "Panorama Route" oraz unikalnymi, skalnymi niszami, zwanymi Bourke's Luck.  Malownicze zakole rzeki

   Wczesnym popołudniem dojeżdżamy do krawędzi płaskowyżu na miejsce, które (sądząc z ogromnej ilości straganów z pamiątkami) musi przyciągać wielu turystów. Zostawiamy na później targowanie się z uroczymi Murzynkami i - podekscytowani - biegniemy wąską ścieżką na pobliski taras widokowy. Panorama ze skalnej krawędzi na Kanion Blyde jest pokazowa, wprowadzając natychmiast w podniosły natrój. Poniżej, w twardym piaskowcu i kwarcycie, rzeczne wody wyrzeźbiły długi na blisko 30 km i głęboki na 700 metrów meandrujący wąwóz, którego niższe stoki pokryte są bujną, tropikalną zielenią. Zachwycają liczne, ciekawe struktury erozyjne. 

 Trzy Okrąglaki

Jedną z takich malowniczych formacji jest grupa trzech cylindrycznych skałek stożkowo zwieńczonych, o wyglądzie chat Zulusów, nazwanych stosownie "Three Rondawals", czyli po naszemu: Trzy Okrąglaki. Daleko w dole widać rzekę z jej zakolami i strome klify o brunatno-żółtych barwach. Wokoło, w typowym krajobrazie trawiastej sawanny dominuje niska krzaczasta roślinność z licznym okazami zimozielonych krzewów przypominających rododendrony. Pośród trawy rosną nieliczne, ale jakże piękne kwiaty, a blask nisko świecącej tarczy słońca stwarza efektowne, „fotogeniczne” światłocienie

Krajobrazowa droga do wodospadówWodospad Lisbon, RPA

Wjeżdżamy na liczący 18 kilometrów fragment drogi nr R534, zwany „Panorama Route”. Szosa ta po chwili ponownie - od kiedy opuściliśmy Rondavels -  doprowadza nas do zdumiewającej krawędzi Gór Smoczych, których masyw opada stromo ku wschodowi. Trasa obfituje w kolejne, zachwycające punkty widokowe. Największe wrażenie robią miejsca o adekwatnych nazwach: „Okno Boga” oraz „Rock Needle”, czyli skalna wieżyca, nieco przypominająca naszą Maczugę Herkulesa pod Ojcowem. 

Wapienna maczuga, Panorama Route, RPA

Po napatrzeniu się do syta na piękną scenerię z kilku rożnych tarasów, jedziemy lewym brzegiem w górę rzeki, aby zatrzymać się w kolejnym miejscu wielkiej piękności, znanym pod nazwą Bourke's Luck. Poniżej malowniczych kaskad, gdzie do rzeki Blyde wpływa strumień Treur, woda gwałtownie opada w wąską gardziel. Tamże, w zamierzchłej przeszłości, żwir i otoczaki, działając w mocnym prądzie jak młyńskie kamienie, wydrążyły w barwnych skałach podłoża niewiarygodne, okrągłe nisze i kominy. Te efektowne formy znane w literaturze fachowej jako kotły eworsyjne, występują w takim rozmiarze tylko w nielicznych miejscach świata. Tworzą się one tam, gdzie opadająca z krawędzi woda trafia na twardą skałę, o nierównej strukturze, przez co zaczyna wirować wokół pionowej osi, a zawarty w niej rumosz wytrwale żłobi okrągłe zagłębienie, szorując po bokach. Kamienie te oczywiście ulegają z czasem niszczeniu, ale są zastępowane nowymi, co może trwać setki tysięcy, a nawet miliony lat! Efekt... piorunujący!Kotły eworsyjne nz rzece Treur, Bourkes Luck, RPA

Naturalne zjawiska podobnej genezy (erozja wodna i chemiczna) co Bourkes Potholes, możemy też oglądać w kilku miejscach na świecie, m.in. w Kanionach Antylopy w Arizonie, w Zion w Utah, w Jaskini Mamuciej w Kentucky czy na wyspach zatoki Halong Bay w Wietnamie.

Pod koniec XIX wieku niejaki Tom Bourke instynktownie uznał, że na dnie takich kotłów powinno zalegać złoto, znacznie przecież twardsze od rodzimej skały, i faktycznie wydobył pewne ilości szlachetnego kruszcu, przypłacając jednakże swoje znalezisko śmiercią z ręki lokalnych wojowników.

Wodospad BerlinNie mamy czasu na poszukiwania złotego runa, więc jak przystało na zwykłych turystów spacerujemy po ścieżce, fotografujemy pejzaże, kwiaty, ptaki i te niezwykłe skały, w których zachowało się - zaklęte w piaskowcowy kamień - pradawne dno płytkiego zbiornika wodnego, z falistymi strukturami, opisywanymi w naukowej literaturze jako ripplemarki. Po nasyceniu wzroku fantastycznymi widokami jedziemy dalej, aby stanąć przed imponującym, wysokim na 45 metrów wodospadem o mało atrakcyjnej nazwie Berlin. I znowu trzaskają migawki aparatów fotograficznych, tym bardziej, że niskie słońce daje wspaniałe, złotobursztynowe światło jak z Botticellego. W bajecznej scenerii podziwiamy jeszcze pobliski wodospad Lisbon sporej wysokości (90 metrów). Nazwy europejskich stolic wyraźnie rażą w afrykańskiej scenerii, ale pewnie z biegiem lat zostaną przywrócone ich pierwotne miana, przykładowo, Wodospady Wiktorii w sąsiednim Zimbabwe nazywają się teraz Mosi-oa-Tunya.Bourkes Luck, RPA

Trwa pożegnanie dnia, a kiedy słońce zachodzi - poddajemy się w końcu straganiarkom, natarczywie wciskającym nam maski, koszyki, grzebienie i rzeźby, z których najciekawsze wydają się figury żyraf i hipopotamów

Nosorożce w Parku Narodowym Krugera.

Od naszego hotelu w Graskop pozostało zaledwie półtorej godziny jazdy do bramy Parku Krugera, po porządnej drodze prowadzącej w dół po zboczach wzgórz porośniętych bujnym, tropikalnym lasem.

Wjazd do Parku KrugeraGranicą tego największego i najstarszego rezerwatu przyrody na Południu Afryki jest rzeka Sabie; skromna bramka wjazdowa znajduje się po zachodniej stronie rzeki, nowa znacznie większa jest po drugiej stronie mostu, gdzie tuż obok wzniesiono pomnik upamiętniający postać prezydenta Paula Krugera - założyciela tego słynnego na cały świat, parku narodowego.

   Miałem szczęście przebywać uprzednio na safari w kilku kenijskich i tanzańskich parkach, gdzie słyszałem o RPA (Republice Południowej Afryki) jako kraju, w którym nie doszło do przetrzebienia nosorożców. Słyszałem też słowa krytyki o zbytnim ucywilizowaniu tego dzikiego zakątka kontynentu. Cieszę się, że za chwilę osobiście zweryfikuję tak różnorodne opinie o najstarszym i największym (blisko 2 mln ha) rezerwacie przyrody na południu Afryki.  Nosorożec biały z Parku Krugera

  Rezerwat chroniący ten wyśmienity pod kątem przyrodniczym region RPA został założony przez Krugera w 1898 roku, a więc zaledwie 26 lat po tym, jak prezydent USA Ulysses Grant objął prawną opieką Yellowstone jako pierwszy park narodowy świata! Co za piękny przykład dla innych państw! Dzięki tego typu wizjonerskim decyzjom światłych ludzi możemy dzisiaj, zaraz po przekroczeniu granic Parku dostrzec dziesiątki, ba setki zwierząt! Na początek widzimy zgrabne antylopy impala, których jest tutaj co najmniej 140 tysięcy! Stada liczące po kilkanaście sztuk widzimy dosłownie co kilka minut. Antylopy impala, podstawa pożywienia drapieżników w Krugerze

   Kruger National Park słynie z gatunkowego i ilościowego bogactwa zwierząt. Na obszarze o wielkości 350 km z północy na południe i średnio 60 km w poprzek, żyją słonie, lamparty, lwy, bawoły i wspomniane już nosorożce, czyli w terminologii myśliwych cała Wielka Piątka, tak ochoczo uwieczniana na znaczkach i banknotach RPA. Są to - z definicji - zwierzęta, które najtrudniej upolować. Poza nimi licznie występują gepardy, zebry, krokodyle, żyrafy i hipopotamy. Park jest doskonałym siedliskiem dla blisko 150 gatunków ssaków i pół tysiąca gatunków ptaków!

   Zdajemy sobie sprawę, że akurat dzisiaj przejedziemy przez najczęściej odwiedzany fragment Parku, w dodatku podczas najbardziej niekorzystnych godzin, czyli od późnego ranka do wczesnego popołudnia. Celem naszej afrykańskiej wyprawy nie jest safari samo w sobie, lecz całościowy wgląd w RPA oraz sąsiednie kraje. Dla otuchy, zarówno naszej własnej jak i czytających te słowa... już w jesieni 2024 planujemy ponownie typowe safari nie tylko w Krugerze, ale, dla dodania ekscytującego smaczku, również w miejscach najzupełniej pozbawionych powszedniości, jak chociażby w Ugandzie czy w Botswanie. Koczkodan sawannowy

  Pocieszeni taką myślą dostrzegamy śliczne małpy nazywane tutaj blue velvet, czyli błękitny atłas, ale mówiąc, po polsku, jest to koczkodanowaty kotawiec sawannowy! Jak się okazało (po pytaniach naszego przewodnika i żadnej poprawnej odpowiedzi), to intrygujące określenie nawiązuje do koloru... jajek samca kontrastującego z resztą ciała. Widok, zaiste, zdumiewający.

I co teraz

   Jedziemy dalej słuchając opowieści kierowcy-przewodnika o zwyczajach zwierząt. Wszędzie na poboczu dostrzegamy ślady niedawnej bytności nosorożców, które zostawiają swoje odchody zawsze w tych samych miejscach, najczęściej na poboczu szosy. W końcu, zupełnie niespodziewanie dostrzegamy jednego z tych fantastycznych "przedpotopowych " potworów. Nosorożec przetacza swoje cielsko blisko nas i spokojnie skubiąc trawę niknie w chaszczach. Uff. Ze wstrzymanym oddechem uwieczniamy na zdjęciach to niebywałe spotkanie. Nie minęła godzina, kiedy dostrzegliśmy parę nosorożców leżących pośród wyschniętych zarośli i z trudem dających się zauważyć. Po chwili następny nochal wyłazi z buszu i przystaje na pograniczu szosy natarczywie wpatrując się w przejeżdżający samochód. Kierowca przystanął, nasz i tamten. Co za dzień!

Żyrafy i zebry w Parku Narodowym Krugera, RPA 

Dojeżdżamy do jednego z najznakomitszych hoteli/lodge w Parku Narodowym Krugera, w Skukuza (mój od 20 lat ulubiony!) po to tylko, aby skorzystać z toalety, dokonać zakupu pocztówek i fantastycznych znaczków pocztowych.Portret zebry,  Park Narodowy Krugera, RPA

Na mapce wywieszonej na frontowej ścianie budynku wskazane są kolorowymi pineskami aktualne miejsca obserwacji zwierząt z elitarnej grupy Wielkiej Piątki. Ten prosty zabieg pomaga indywidualnym turystom w wyborze trasy, a poza tym, moje - o dziwo - wnikliwe jeszcze oko wypatruje najprawdziwsze nietoperze wiszące u trawiastej powały altanki! Nikt z turystów tego nie widzi, ze swoją uwagą zaprzątniętą na wielkich drapieżnikach, a przecież wiadomo, że małe też jest piękne!

   Po wyjeździe ze Skukuza, na drogę wychodzi wielka słonica, ze swoim maleństwem, dosłownie przed naszym pojazdem - co za widowisko; w nabożnej ciszy słychać jak strzelają migawki aparatów! Kontynuujemy jazdę w dół rzeki Sabie, a kiedy dostrzegamy w wodnej toni krokodyle, natychmiast przystajemy na kolejną, zdjęciową sesję.Afrykański słoń na drodze, Park Narodowy Krugera, RPA Po chwili, na przeciwległym brzegu zauważamy pasącego się w upalny biały dzień... hipopotama! Ten wielki ssak jest podatny na słoneczne oparzenia i powinien dzionek cały schładzać się w wodzie, ale widocznie głód dał mu się mocno we znaki i wylazł na łąkę. Zajęci obserwacją hipcia omal nie przegapiamy widoku samotnego słonia, który właśnie ma zamiar przekroczyć rzekę. Sabie jest akurat dość rwąca po ostatnich opadach i przeprawa może okazać się ryzykowna dla zwierzęcia. Zatrzymujemy pojazd, by bliżej przyjrzeć się tej rzadko oglądanej scence. Słoń wchodzi w nurt, zostaje zniesiony w dół rzeki, ale udaje mu się zbliżyć do drugiego brzegu. Jednak tam czeka na niego stroma, trudna do pokonania skarpa. Znów musi poddać się biegowi rzeki, aby odczekać na chwilę, gdy brzeg ponownie stanie się płaski. Tak też się staje, i na naszych oczach, aczkolwiek zmęczony przeprawą, wychodzi w końcu na brzeg.

Długoszyja żyrafa

Tymczasem kolejny słoń wchodzi na szosę przed nami, i znowu wstrzymujemy oddechy, bo nigdy nie wiadomo, czy nie zechce zabawić się naszym pojazdem, na swój sposób. Na szczęście odchodzi w spokoju a my jedziemy dalej, czekając na lwy, zebry i żyrafy. Już za kolejnym skrzyżowaniem ukazuje się pierwsza długoszyja istota, jest jednak zbyt daleko i - co gorsza - pod światło, aby dać się należycie sfotografować. Jednak po paru minutach dostrzegamy kilka żyraf w rewelacyjnym oświetleniu. Znowu stajemy "z piskiem opon", żeby na kartach pamięci utrwalić spotkanie z tymi wdzięcznymi ssakami.

   Nareszcie pojawiają się zebry. Pierwsza, druga, coraz więcej, dziesiątki! O ile wczoraj dopisały nam nosorożce, o tyle dzisiaj królują zebry i żyrafy! Obok nich dostrzegamy dzikie świnie, a mówiąc poprawniej guźce afrykańskie. Matka z kilkoma ślicznymi małymi ryje nosem po krzakach nic sobie nie robiąc z nadjeżdżającego pojazdu. Jedziemy dalej i - niestety - wkrótce ukazuje się bramka obwieszczająca wyjazd z Parku. Zbyt szybko minął ten czas, jak zawsze, kiedy jawi się dużo ciekawych zdarzeń.Zebry, Park Narodowy Krugera, RPA

   Zwierzyna dzisiaj dopisała, chociaż mamy niedosyt słoni, nie wspominając o lampartach, które naprawdę trudno jest wypatrzeć w buszu. Nadzieja nas nie odstępuje, gdyż jutro znów szykujemy się na całodniowe safari w Krugerze. Tej nocy śpimy w Crocodile Bridge, obok jednej z ośmiu bram wjazdowych do Parku Krugera.Krokodyle na dnie rzeki Stylowe chaty wzorowane na murzyńskich rondavels są klimatyzowane, z czystą pościelą, z prądem i lodówką. Są tutaj gniazdka elektryczne, możemy wiec podładować baterie aparatów i komputerów. Zanim oddamy się w objęcia Sprawiedliwego już myślimy o jutrzejszym ponownym wjeździe do parku Krugera, z ambitnym zamiarem pokonania jego powierzchni od południa, aż do północnej granicy, z noclegiem gdzieś pośrodku dziczy, z mocnym przeświadczeniem, że lwy i lamparty na nas czekają, zwłaszcza, że zamówiliśmy ekscytujące NOCNE SAFARI!

Dzień słoni w Krugerze Afrykański słoń na drodze, Park Narodowy Krugera, RPA

Budzimy się wyspani i wypoczęci; fotografujemy baobaby i kwiaty zwane liliami impala, gdy z hotelowej restauracji dobiega zaproszenie na śniadanie: jajka, jagnięcina, kiełbasa, frytki, do picia kawa lub herbata. Wyjeżdżamy o 8, mając 100 km do granicy Parku Krugera, przy najdalej na północ wysuniętej bramie Pafuri Gate. Wokoło nas roztaczają się łagodne wzgórza sięgające 600 metrów w zaskakujących barwach... polskiej jesieni! Takiego widoku na krańcu Afryki nikt się nie spodziewał. Po kilku minutach jazdy wiemy na pewno, że jednak znajdujemy się na Czarnym Kontynencie. Przy drodze stoi kilka antylop impala, następnie wielka kudu, a obok mostu na pierwszej przekraczanej rzece Luvuvhu River pokazuje się stado słoni. Afrykański słoń na drodze, Park Narodowy Krugera, RPA

Tego nam brakowało, słoni! Jeden z nich opuszcza towarzyszy i schodzi do wody, aby ugasić pragnienie. Co za uczta dla fotografika! Jak gdyby tego widoku było za mało, na gałęziach tuż obok dokazują koczkodany, a obok nich przechodzi orszak dumnych pawianów. Jedziemy dalej, aby ujrzeć zebry, żyrafy i znowu słonie, słoni bez liku; z przodu, z tyłu, z lewej z prawej...
Wczesnym popołudniem docieramy do autokempingu Punda Maria (66 km od bramy Pafuri), gdzie mamy zakwaterowanie w wygodnych, przewiewnych domkach. Zrobiło się wilgotno, gorąco, blisko 30C, słońce świeci wysoko, odpoczywamy więc, zbierając siły na popołudniowe safari. Przed czwartą temperatura wyraźnie zelżała, wybieramy się na wschód do Punda Gate Road, a potem do żwirowej drogi/pętli zwanej Dzundmini Loop i jeszcze dalej na południe w kierunku Shingwedzi. Cała wymieniona trasa obfituje w zwierzynę, tu i ówdzie dostrzegamy dzikiego bawoła, kilkadziesiąt antylop, zebr i potężnego słonia z bliskiej odległości.Antylopa kudu

Na okrasę Natura przygotowała dla nas spektakularny zachód słońca ponad sawanną. O zmierzchu wracamy do kempingu, gdyż o godzinie 18 zamykane są wszystkie bramy w całym Parku. Od teraz swobodnie mogą poruszać się wyłącznie zwierzęta. W kempie otwarty jest jeszcze sklep z pamiątkami i restauracja, gdzie - uwaga - dzisiaj z dziczyzny podają pieczeń z antylopy kudu. Pychota, zwłaszcza z zimnym piwem Castle podanym w zmrożonej szklanicy!

   Jak wygląda porównanie z innymi, słynnymi parkami Afryki Wschodniej? Na pierwszy rzut oka... nie najlepiej dla Krugera, ale po namyśle, rozpatrzeniu faktów, stwierdzić muszę, że w tym rezerwacie przyrody zobaczyliśmy mnóstwo tak egzotycznej dla nas zwierzyny. Antylopa impala i zebra obok, Park Narodowy Krugera, RPA

  Faktem jest, że Park Krugera posiada wyasfaltowane szosy, po których mogą poruszać się pojazdy, co nieco przypomina "safari" w wielkich ogrodach zoologicznych USA. Z drugiej strony dzięki tej zasadzie samochody nie niszczą trawy - zasadniczego pożywienia dla roślinożerców, czyli absolutnej większości zwierząt w parku. Ponadto w ten sposób, dzięki doskonałemu systemowi oznaczeń, przez park może przejechać każdy turysta nie narażając siebie ani rodziny na ryzyko zagubienia. Mając do dyspozycji wystarczająco dużo czasu i swobodę manewru można na pewno zobaczyć wszystkie z najciekawszych afrykańskich zwierząt, i to z bliska. Zwłaszcza, jeśli udamy się do rzadko odwiedzanej, północnej części Parku. Domki w kempie

   Dodajmy kolejne fakty; w 1972 roku park Krugera połączył się z rezerwatami Sabie i Shingwedzi oraz 70 prywatnymi farmami tworząc dzisiejszy wielki park narodowy, o ambicjach powiększenia się w Park Pokoju:  Great Limpopo Transfrontier Park obejmujący również chronione przyrodniczo tereny parku narodowego w Mozambiku i Gonarezhou w Zimbabwe. Ten przekraczający granice trzech państw obszar wynosi aż 36 tys. km kwadratowych terenów chronionych dla afrykańskiej zwierzyny, która na czarnym kontynencie posiada coraz mniej miejsca do życia. Perspektywy wydają się więc być różowe.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka. Autor jest zawodowym przewodnikiem i właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki po całym świecie, z RPA, Zimbabwe, Botswaną i Zambią włącznie, od 19 do 30 października 2024 roku. Bliższe informacje i rezerwacje: EXOTICA TRAVEL, 6741 W.Belmont, Chicago IL 60634, tel. (773) 237 7788, strona internetowa: https://andrzejkulka.com/destinations/afryka-poludniowa-pazdziernik-2024/

Kategoria: Podróże > Podróże z Andrzejem Kulką

Data publikacji: 2024-07-31

Baner
Ogłoszenia/classifieds
Ogłoszenia Zobacz ogłoszenia >>
Baner
Baner
Baner
Baner
Plus Festiwal

Podoba Ci się nasza strona?
Polub nasz profil na Facebooku.