Syrop klonowy… Złoty, słodki, pyszny… Rozkosznie rozpływający się na rumianych naleśnikach i gofrach, kropelka słodyczy zamieniająca każdy deser w dzieło sztuki, szczypta smaku wydobywająca z mięs najwspanialsze aromaty…
A tak niewiele brakowało, by ludzkość była pozbawiona tego przysmaku. W każdym razie wedle starej indiańskiej legendy udowadniającej, że także zło może czasem przynieść coś dobrego. Otóż dawno, dawno temu pewien potężny i gwałtowny wódz tak bardzo się zdenerwował (legenda niestety nie wyjaśnia co tak wyprowadziło go z równowagi), że aby wyładować swoją wściekłość z całych sił rzucił tomahawkiem i przypadkiem trafił w potężny, rozłożysty klon…
Emocje musiały być naprawdę silne, gdyż ostrze siekiery wbiło się tak mocno w korę, że wódz nie dał rady go wyciągnąć. Zirytowany postanowił wrócić po broń następnego dnia. Gdy to uczynił, zauważył, że cały tomahawk pokryty był złocistym, słodkim sokiem. Wódz, którego nękały wyrzuty sumienia w ramach przeprosin za swoje wczorajsze zachowanie zaniósł siekierę żonie, która zebrała sok i wiedziona przeczuciem (bądź wiedzą kulinarną) postanowiła ugotować w nim mięso. Okazało się ono tak pyszne, że wódz odmówił jedzenia jakiegokolwiek innego dania. Niebawem inni członkowie plemienia postanowili także skosztować przepysznego soku i wyruszyli do lasu w poszukiwaniu „magicznych” klonów, które uznali za dar od bogów.
Od tej pory syrop klonowy stał się stałym i bardzo cenionym składnikiem indiańskiej diety - ma on w sobie bowiem tyle składników odżywczych i witamin, że po trudnych zimowych miesiącach był jak zastrzyk zdrowia i energii. Rdzenni Amerykanie czas zbierania soku klonowego nazywali „księżycem klonowym” lub „miesiącem cukru”. Okres ten zaczynał się w pierwszą wiosenną pełnię księżyca a jego rozpoczęcie świętowano tzw. „tańcem klonowym” oraz innymi rytuałami.
Pierwotna indiańska technika pozyskiwania syropu była genialna w swojej prostocie - Indianie robili nacięcia w korze drzew, zbierali sok do drewnianych naczyń, następnie zagęszczali poprzez odparowywanie wody, używając jednej z dwóch metod: albo wrzucali mocno rozgrzane w ogniu kamieni do soku, albo wykorzystując niskie temperatury usuwali wielokrotnie każdego ranka warstwę lodu (wody) tworzącą się na powierzchni roztworu. Kiedy pierwsi osadnicy przybyli do Ameryki byli tak zafascynowani pysznym, naturalnym syropem, że używając własnych (trochę bardziej nowoczesnych i skutecznych) narzędzi i wierteł sami zaczęli go wytwarzać i masowo używać w kuchni do wielu potraw, w tym do słynnych naleśników. Amerykanie pokochali syrop klonowy tak bardzo, że był nawet taki moment, że władze Stanów Zjednoczonych planowały uczynić z niego jeden z głównych amerykańskich towarów eksportowych. Otóż cukier klonowy tak przypadł do gustu George’owi Washingtonowi i Thomasowi Jeffersonowi, że planowali zastąpić nim cukier trzcinowy, który sprowadzany był wówczas z Indii Wschodnich i był owocem morderczej pracy niewolników, co Jefferson oficjalnie potępiał.
Niestety, klon to drzewo tak piękne jak kapryśne i mimo najszczerszych chęci ojców narodu drzewa, które obaj panowie postanowili w ramach przygotowań to planowanej „cukrowej rewolucji” uprawiać w swoich posiadłościach, albo się nie przyjęły albo obumarły. Z kolei osadnicy, których planowano nakłonić do bardziej intensywnych zbiorów roztropnie zauważyli, że proces wydobywania soku z klonów jest po pierwsze pracochłonny, po drugie - uzależniony od takich czynników jak pogoda czy zdrowie drzew a po trzecie - mają tyle innej pracy na swoich farmach, że odmawiają wzięcia na siebie dodatkowych obowiązków - nawet w imię walki o rozwój gospodarczy młodego państwa.
Dziś syrop klonowy jest popularnym przysmakiem, który kojarzymy głównie z Kanadą, jednak jest on także produkowany na całkiem duża skalę w Stanach Zjednoczonych - głównie w Maine, Vermont, Massachusetts, Nowym Jorku i w północnym New Jersey. Luty, marzec i początek kwietnia to czasy zbiorów soku klonowego, często połączonych z takimi wydarzeniami jak pokazy i festiwale.
Jedną z największych tego rodzaju imprez w Nowym Jorku jest Maple Weekend organizowany przez New York State Maple Producers’ Association i odbywający się w trzy ostatnie weekendy marca. Podczas „klonowego weekendu” lokalni producenci syropu zapraszają na swoje farmy, gdzie prezentują zarówno tradycyjne jak i nowoczesne metody jego produkcji, proponują degustacje (naprawdę warto się przekonać, że syrop syropowi nierówny i że podobnie jak miód może mieć w ramach swojej słodyczy wiele różnych smaków i aromatów) oraz zapraszają do wspólnego gotowania, pieczenia i przyprawiania potraw z syropem klonowym w roli głównej. Na farmach dowiemy się jak wybrać właściwe drzewo, które kryje w sobie bogactwo słodkiej żywicy, jak wiercić dziurę w korze, jak mocować koszyki, w których zbiera się sok i jak go odparowywać, by zamienił się w gęsty syrop. Ponieważ wiele prezentacji odbywa się pod gołym niebem, organizatorzy zachęcają do nałożenia ciepłych kurtek i wodoodpornych butów.
Wstęp na te wydarzenia jest zazwyczaj wolny a uczestnikom często serwowane są słynne naleśniki lub wafle z syropem lub aromatyzowane nim mięsa i wędliny. Na miejscu można także nie tylko skosztować, ale także kupić wspaniały, organiczny syrop, masło klonowe, a także przetwory i słodycze, które powstały z jego udziałem. Większość imprez odbywa się w godzinach 10am-4pm. Więcej informacji wraz z adresami uczestniczących w festiwalu farm na stronie internetowej mapleweekend.nysmaple.com.
Zuza Ducka
Kategoria: Podróże > Weekend z PLUSem
Data publikacji: 2023-03-17