PLUS

Baner

Bary Speakeasy - tajemnica z procentami

Bary Speakeasy - tajemnica z procentami

Każde miasto ma swoje tajemnice. Takie pieczołowicie skrywane i takie, które wydobyły się na powierzchnię stając się tajemnicą poliszynela.

W latach 20-tych XX wieku, w czasach prohibicji w Nowym Jorku roiło się od miejsc, o których istnieniu wiedzieli tylko wtajemniczeni. Mowa o  tzw. barach speakeasy, w których nielegalnie serwowano alkohol. Nazwa ta pojawiła się w języku angielskim jeszcze przed nastaniem prohibicji i jakimś trafem od początku miała związek z alkoholem - w Wielkiej Brytanii dotyczyła miejsc, gdzie sprzedawano  nielegalny bimber. Nazwa szybko weszła do brytyjskiego slangu i w niedługim czasie przedostała się za ocean. W 1889 roku w jednej z amerykańskich gazet ukazał się artykuł opisujący tym słowem  proceder handlu nielicencjonowanym alkoholem  jaki miał miejsce w miasteczku McKeesport w Pensylwanii. 

Oczywiście podobne miejsca istniały od czasów wprowadzenia jakichkolwiek regulacji i zakazów związanych z konsumpcją „napojów wyskokowych”. Była jedna rzecz, jaka łączyła te wszystkie przybytki - tajemnica! Ażeby ją utrzymać klienci byli zobowiązani do udzielania informacji na temat lokalizacji baru jedynie osobom zaufanym. Także podczas pobytu w klubie należało zachowywać się cicho i powściągliwie, by nie doprowadzić do nalotu służb mundurowych. Stąd też wzięła się nazwa podobnych lokali - speakeasy, którą możemy przetłumaczyć jako figlarne „cicho sza”. 

Prohibicja, która w USA trwała od 1920 do 1933 roku była czasem, gdy speakeasy pojawiały się jak grzyby po deszczu. Taka już jest ludzka natura, że im bardziej czegoś nam zakazują tym bardziej tego pożądamy. Zakaz produkcji i sprzedaży alkoholu od początku skazany był zatem na niepowodzenie. Społeczeństwo domagało się alkoholu i nic nie było w stanie go powstrzymać. Lokale speakeasy  otwierano zazwyczaj w  piwnicach bądź na zapleczu sklepów czy magazynów. Niektóre bary były niewielkie - najwyżej z dwoma stolikami - inne olbrzymie, z własną kuchnią i sceną. Zapotrzebowanie na podobne miejsca było tak duże, że nawet gdy jeden lokal był „spalony”, natychmiast powstawało dziesięć nowych.

Bary te były nie tylko miejscem gdzie ludzie spotykali się by się zabawić - szybko stały się one swoistym fenomenem kulturowym - gości łączyła wspólna tajemnica i kolor skóry, status społeczny czy płeć przestawała mieć znaczenie. Co więcej szybko okazało się, że osobami które przodowały w prowadzeniu podobnych przybytków były… kobiety. Znana jest historia niejakiej  Mary „Texas” Guinan - byłej aktorki, która otworzyła wiele barów  w Nowym Jorku w tym słynne 300 Club i El Fey. Guinan  witała klientów gromkim „Hey Suckers”  i otwarcie przyznawała, że bez prohibicji byłaby nikim. Właściciele klubów, którzy początkowo  siłą rzeczy jak najbardziej starali się unikać rozgłosu w pewnym momencie zmuszeni zostali walczyć o klienta. Tym samym w lokalach pojawiła się muzyka i tańce. To właśnie podczas występów w speakeasy odkryte zostały takie gwiazdy jak Mary Pickfort i George Raft. W klubach „incognito” pojawiali się artyści, biznesmeni i politycy. W jednym z  nowojorskich barów  „Texas” Guinan przesiadywał nawet… Edward, Książę Walii! 

Jeśli chodzi o element, który przyciągał gości do speakeasy - czyli alkohol, bywało z nim różnie. Siłą rzeczy rzadko serwowano tu towar z wyższej półki. Zazwyczaj był to tani bimber, którego smak tuszowano rozmaitymi dodatkami.  Można przy tym śmiało powiedzieć, że to właśnie prohibicji zawdzięczamy współczesne wyrafinowane koktajle. Wcześniej bardziej  ceniono sobie konsumpcję  „czystego” alkoholu.

Oczywiście jak każdy nielegalny biznes speakeasy miały także swoją ciemniejszą stronę. Wiele lokali należało do mafii, która przodowała także w przemycie i handlu alkoholem. Bary często bywały miejscem mafijnych porachunków i egzekucji. Nie odstraszało to jednak klientów, którzy byli w stanie wiele poświęcić za adres dobrej „meliny” lub za hasło, które umożliwiało wejście do lokalu. W ilości i jakości barów  dzięki swojej zabudowie zdecydowanie wyróżniały się duże miasta. W Nowym Jorku podobnych lokali były setki, jeśli nie tysiące. Legenda speakeasy przetrwała do czasów współczesnych. W 2000 roku na Manhattanie otwarto bar Milk&Honey, który swoją stylistyką nawiązywał do „melin” czasów prohibicji. Lokal odniósł olbrzymi sukces i zapoczątkował swoistą modę na podobne bary.

Oto kilka nowojorskich barów w stylu „cicho sza”, które warto odwiedzić podczas tegorocznego karnawału! 

Attaboy

134 Eldridge St, New York

Angel’s Share

8 Stuyvesant St, New York

PDT

113 St. Marks Pl, New York

The Back Room

102 Norfolk St, New York

Bathtub Gin

132 Ninth Ave, New York 

Także w New Jersey znajdziecie kilkadziesiąt miejsc, w których poczujecie się jak w szalonych latach dwudziestych! Nie zdziwcie się, że dotarcie do nich często nie będzie łatwe, wejście będzie zamaskowane a drinki będziecie pić z… filiżanki  - to wszystko na wypadek nalotu policji. Oczywiście dziś kluby w typie speakeasy są całkowicie legalne, jednak panująca w nich dekadencka atmosfera retro jest wciąż niepowtarzalna.

 

Murphy’s Tavern  - 17 Ward Lane, Rumson NJ

The Laundromat Bar – 4 Dehart Street, Morristown, NJ

Sammy’s Ye Old Cider Mill -  353 Mendham Road West (Route 24), Mendham, NJ  

Miss Wong’s -  8 Erie Street, Jersey City, NJ

Zuza Ducka

Kategoria: Podróże > Weekend z PLUSem

Data publikacji: 2022-01-14

Baner
Ogłoszenia/classifieds
Ogłoszenia Zobacz ogłoszenia >>
Baner
Baner
Baner
Baner
Plus Festiwal

Podoba Ci się nasza strona?
Polub nasz profil na Facebooku.