PLUS

Baner

Raport z Chorwacji. Sprawdziliśmy dla czytelników jak wyglądają teraz podróże w Chorwacji

Raport z Chorwacji.  Sprawdziliśmy dla czytelników jak wyglądają teraz podróże w Chorwacji

Zaledwie kilka dni temu zakończyliśmy 4 tygodniowy rejs, na północnych wodach Morza Adriatyckiego. Żeglowaliśmy w zasięgu wód terytorialnych Chorwacji.

Dla czytelników sprawdziliśmy, jak wygląda przygotowanie Chorwacji do sezonu wakacyjnego i do sezonu żeglarskiego.

Poznaliśmy też jak wygląda życie w miejscach, gdzie od miesięcy nie było zakażeń. Większość wysp w Chorwacji to nadal oazy na morzu pandemii.

Z Dalmacji, czyli centralnej części Chorwacji, popłynęliśmy na najbardziej północne krańce Morza Adriatyckiego, w okolice Istrii i Rjeki. Po drodze minęliśmy kilkanaście portów i marin, kilkadziesiąt wysp, przepłynęliśmy też kilkaset mil na morzu.

Sporo godzin spędziliśmy w trudnych warunkach powyżej 6 w skali Beauforta. Pływaliśmy też nocami i we mgle ograniczającej widoczność do 20 metrów.

Jednak teraz opowiemy czytelnikom przede wszystkim o tym, jak w tej chwili wygląda Chorwacja. 

Opowiemy o tym jak wyglądała jeszcze 3 tygodnie temu, gdy zamknięte były restauracje i kluby sportowe, oraz jak wygląda dzisiaj, gdy dla wielu krajów Chorwacja już jest całkowicie otwarta.

Otwarte są w Chorwacji też: restauracje, kawiarnie, kina, teatry, szkoły, przedsiębiorstwa – wszystko jest otwarte. Na ulicach nie chodzi się w maseczkach. Gdy my pływaliśmy po Chorwacji, po najbardziej odległych wyspach chorwackich, nie mieliśmy żadnego poczucia, że na świecie panuje pandemia. I tak właśnie wygląda dzisiaj Chorwacja.

W tej chwili w Chorwacji jest trochę ponad tysiąc zachorowań, a gdy wypływaliśmy było ich raptem kilkaset. Chorwatów jest oczywiście kilka razy mniej niż Polaków, ale nadaj jest to dużo mniej zachorowań niż w Polsce.

Ale zbliża się też sezon i granice zostały dla wielu krajów już otwarte. Otwarte zostały też wszystkie elementy infrastruktury wypoczynkowej i żeglarskiej.

Chorwacja dzisiejsza to znów oaza wypoczynku w całej Europie, ale dzisiaj to też oaza bezpieczeństwa. Wydaje się to logiczne – Chorwacja z powodu koronawirusa nie bije na alarm, a działa systematycznie już od miesięcy. Trzeba pamiętać, że wszystkie zarażenia są skoncentrowane w kilku najbardziej zaludnionych miejscach, jak Zagrzeb, Dubrownik, Rijeka, Zadar, Split. Dlatego też ktokolwiek wybierałby się do tego wspaniałego kraju, powinien omijać wszystkie duże skupiska ludności. Nawet będąc na morzu, jeśli ważne dla nas jest bezpieczeństwo epidemiologiczne, to trzeba omijać  – Dubrownik, Split, Biograd, Zadar, Rijeka. 

I może też dzięki temu, nareszcie turyści poznają prawdziwą Chorwację, na małych wyspach i w małych miasteczkach. Tam nie ma teatru dla turystów, tam nadal jeszcze jest prawdziwa Chorwacja i Chorwaci. 

Przejdźmy do szczegółów. Przez 4 tygodnie na pokładzie jachtu wyprawowego po polską banderą SY Sistrum, zmieniły się 4 załogi. Wszystkie załogi jadąc do Chorwacji z Polski, zmuszone były do posiadania negatywnego testu PCR. 

Ale co ciekawe, test jest naprawdę bardzo zdawkowo sprawdzany na granicach.

Nasi przyszli żeglarze śmiali się, że nikt nie zwracał uwagi na nazwisko. Kilkorgu z nich udało się pokazać test w języku polskim, zamiast angielskim, bo spieszyli się i nawet wtedy nikt nie zwrócił na to uwagi.

Wynik testu na ekranie telefonu jest honorowany, a jak go pokazujemy to oczywiście nie widać ani daty ani nazwiska, i tak to na granicach wystarcza. Interesuje wszystkich tylko napis "negatywny".

Kontrola na granicach jest naprawdę prozaiczna. Bardziej chodzi o to, żeby jednak zmusić do odpowiedzialności turystów, niż egzekwować jakieś kary związane z nieposiadaniem negatywnego testu, przypomnę Polaków nadal na granicy obowiązuje posiadanie negatywnego testu PCR.

Po drodze do Chorwacji nikt nie napotkał żadnych trudności w żadnym z mijanych krajów. Jadąc samochodem nikt nie został zatrzymany ani w Czechach, ani w Austrii.Na granicy słoweńsko-chorwackiej zatrzymanie jest rutynowe, ponieważ nigdy się nie zmieniło i odprawa paszportowa na tej granicy trwa od zawsze.

Podczas powrotu do Polski, granice Chorwacji i sporej większości państw zostały prawie całkowicie otwarte.  Mimo informacji medialnych na granicach w drodze z Chorwacji do Polski, nie ma żadnych trudności.Na granicy austriackiej, węgierskiej, słoweńskiej i czeskiej nikt nie sprawdza Polaków. Szczególnie gdy mamy naklejoną na szybie naklejkę "Tranzyt". W zasadzie nawet nie zwalnia się na granicy, poza rutynowym ograniczeniem prędkości do 30 km/h. 

Na granicy polskiej 90% naszych załogantów nie zostało też nawet zatrzymanych. 

Dopiero w ostatniej grupie jeden z samochodów wracających do Polski został zatrzymany i zapytano ich skąd wracają. Po krótkiej rozmowie pojechali dalej. Na granicy polskiej zatem w praktyce również nikt nie sprawdza testów z negatywny wynikiem zakażenia wirusem.

My wypłynęliśmy na morze 20 lutego z centralnej Dalmacji z rejonów Sibenika.

W pierwszym tygodniu między 20 a 27 lutym popłynęliśmy do Puli. Przepłynęliśmy sporo, bo oczywiście zimą jacht nie płynie prostą drogą.

Odwiedziliśmy po drodze piękne, spektakularne miejsca. Zajrzeliśmy do mariny Tribuj, do mariny Sali. Byliśmy też przy wspaniałej latarni przy marinie Veli Rat. A po drodze zajrzeliśmy do mariny Losinj.

W pierwszym tygodniu, czyli pod koniec lutego, w Chorwacji były jeszcze zamknięte restauracje, ale można było już kupować u sprzedawców w kawiarniach. Dlatego też w prawie w każdym porcie na głównym rynku, przynajmniej jedna kawiarnia świadczyła swoje usługi. Na oddalanych od siebie stolikach można było na zewnątrz, już w ogrzewanych częściowo wentylowanych pomieszczeniach napić się kawy, herbaty.  Dostępne były już również napoje zimne. Nie było jednak w ogóle turystów i do tej pory w Chorwacji nie ma nadal zupełnie turystów.Nie ma też żadnych przeludnień, nie ma setek osób na plażach, jak latem. Wszyscy cieszyli się z naszego przypłynięcia, a co najciekawsze – większość marin była, mimo zimy, gotowa do przyjęcia podróżników i żeglarzy. 

W kilku marinach spotkaliśmy się z zamkniętymi źródłami wody, natomiast bosman, który zawsze odwiedzał nasz jacht, wskazywał miejsce, gdzie tą wodę można było za darmo zatankować. Ujęcia wody zamyka się zimą, z powodu możliwości występowania przymrozków w Chorwacji. Zdarzają się sporadycznie, ale się zdarzają.

Mimo wszystko, stacje benzynowe na morzu, cała infrastruktura, porty, stocznie – wszystko działa, więc żeglarze mogą czuć się bezpiecznie.

Po dotarciu do Puli, trafiliśmy pierwszy raz do mariny Chorwackiej ACI, które staram się omijać szerokim łukiem ze względu na to, że to najczęściej zatłoczone mariny międzynarodowe. Poza tym, że są bardzo drogie, to są łatwe dla początkujących sterników przez co są  często odwiedzane przez obcokrajowców i łatwo można też w nich spotkać się z osobami mało odpowiedzialnymi. My w Puli nie mieliśmy wyboru. To było miejsce przesiadki załogi i miejsce, gdzie można było pozostawić bezpiecznie samochody. Pula to spore miasto.  Byliśmy jednak zaskoczeni tam ilością zamkniętych miejsc. Oczywiście odnaleźliśmy bez trudu kawiarnie i sklepy spożywcze, w których nie brakuje żadnych produktów. Nie ma też żadnych trudności w poruszaniu się po sklepach. Co ważne – w Chorwacji tylko w sklepach obowiązuje noszenie maseczki. Przestrzegają tego prawie wszyscy. Jednak wejście bez maseczki najczęściej nie wiąże się z żadną karą – proszeni jesteśmy o opuszczenie sklepu, nikt nie robi z tego powodu żadnych trudności. 

Na ulicach nie widać żadnej dodatkowej policji. Nie możemy też dostrzec żadnych trudności w poruszaniu się, a poza tym nie obserwuje się w ogóle pandemii.

Ludzie po ulicach chodzą bez maseczek, opalają się, cieszą się swobodą. Ludzi jednak jest naprawdę bardzo mało.

Spotyka się tylko osoby miejscowe. My też bez trudu odwiedzaliśmy muzea w Chorwacji, chodziliśmy po starówkach i robiliśmy zakupy.

 

Cieszyliśmy się tym wspaniałym krajem praktycznie bez większych ograniczeń. Zima to oczywiście nie jest jeszcze czas dla lubiących gwar i zabawę restauracjach i klubach, ale dla podróżników, nie było już nawet zimą, ograniczeń i niebezpieczeństw.  

Następny tygodniowy etap na morzu zaprowadził nas do Rijeki. To jedno z największych miast tego regionu. I nie wpłynęliśmy do samej Rijeki. Postanowiliśmy zaoszczędzić załodze niebezpieczeństwa kontaktu z ludźmi, którzy mogliby być zarażeni.

I właśnie nieodwiedzanie dużych miast, to teraz najlepsza strategia na zwiedzanie Chorwacji. Stanęliśmy kilkadziesiąt mil od Rijeki w jednej z nowych doskonale przygotowanych marin. Jednak cumowaliśmy już nie marinie ACI – zatrzymaliśmy się w  marinie Novi Vinodolski. Spotkaliśmy się tam z doskonałą, przygotowaną już w 100% od sezonu mariną.

I tam też, pierwszy raz udało nam się zjeść w restauracji. Wraz z końcem lutego restauracje w Chorwacji zostały otwarte. Mają one pewne obostrzenia, ponieważ gdy restauracja w marinie przyjmuje gości mariny, może ich przyjąć nawet kilkadziesiąt. Jednak gdy przyjęłaby gości spoza mariny, może ich przyjąć tylko kilku, na bardzo oddalonych stolikach.

My całą załogą, wraz z moją rodziną żoną Kapitan Edytą i córeczką Kalinką, które do nas dojechały lądem, zjedliśmy przy jednym stoliku. W tym czasie w restauracji były jeszcze zajęte jeszcze 2 stoliki, odległe od nas raptem o kilkanaście metrów.

Obsługa była doskonała. Wszystkie potrawy w karcie były dostępne. Każde z nich smakowało tak samo dobrze. I wszyscy naprawdę stęskniliśmy się bardzo za miejscowymi specjałami. Szczególnie, że mieliśmy już za sobą 14 dni na zimowych wymagających wodach morza Adriatyckiego. I już kilkakrotnie też spotkaliśmy wiatry o sile sztormu.

Po drodze spotkaliśmy się z różnymi przeciwnościami losu. Po pierwsze – pogoda zimą w Chorwacji nas nie rozpieszczała. Temperatury między dniem a nocą miały duże amplitudy dochodzące do kilkudziesięciu stopni. Do tego krótki dzień zmuszał nas do tego, że wielokrotnie wpływaliśmy do marin po zmroku. I jak to żeglarze – musieliśmy być ubrani zimowo po żeglarsku, czyli spodnie i kurtka pełnomorskie, sztormiak, ciepłe oddychające ubrania pod spodem, obowiązkowa czapka i rękawiczki. 

Jednak temperatura w przeciągu tych 4 tygodni nigdy nie spadła poniżej 5 stopni na plusie. Chociaż odczuwalna była oczywiście na morzu dużo niższa. Trudnością dla nas były też same mariny, które były zupełnie pozbawione ludzi. W związku z czym chodząc po zmroku musieliśmy być wyjątkowo czujni i odpowiedzialni, by zachować pełne bezpieczeństwo na pokładzie. I oczywiście nic nieprzyjemnego się po drodze nie wydarzyło. Ale jednak były to warunki całkowicie nieporównywalne, z łatwym letnim żeglowaniem w Chorwacji.

W drodze powrotnej do Sibenika przeżyliśmy dodatkowo kilka ciekawych przygód morskich. Jako jedni z pierwszych w Chorwacji spotkaliśmy rekina olbrzymiego, którego w tym kraju widziano raptem 35 razy. Widzieliśmy bardzo młodego osobnika w doskonałych warunkach i pogodzie. Mogliśmy się cieszyć jego wspaniałym widokiem. Oczywiście z dużej odległości nie narażając go na żadne nieprzyjemności związane z naszą obecnością. Widzieliśmy go przy wyspie Ces, która cieszy się od lat opinią wyspy bardzo egzotycznej, a przede wszystkim wyspy, na której jest bardzo niewielu turystów – i tak też było tym razem. Wpłynęliśmy na wyspie Cres do kilku marin, w których znów byliśmy jedynymi turystami. W portach dopiero podczas powrotu spotkaliśmy jedną załogę na pokładzie niemieckiego jachtu.

Nikt teraz nie pływa po Chorwacji i to nie jest związane z tym, że są jakieś obostrzenia, bo jak wspomniałem nie widać ich nigdzie na ulicach.

Turyści i żeglarze w Chorwacji  spodziewają się przede wszystkim bardzo ładnej pogody, prawie bezwietrznej i do tego wysokiej temperatury wody i powietrza. A zimą Łatwa Chorwacja staje się zimowym wymagającym morzem. 

Temperatura wody w czasie naszego pobytu oscylowała w okolicach od 14 do  17 stopni. I mimo, że w Bałtyku latem temperatura wody bywa podobna, to w Chorwacji po prostu wszyscy liczą na lazurowe słońce, piękne plaże i wszechogarniające ciepło. 

W sumie, przez 4 tygodnie nie kąpał się w wodzie nikt z członków załogi. Latem byłoby to chyba niemożliwe.

W drodze powrotnej byliśmy dodatkowo zmuszeni do kilku dni dłuższych postojów w różnych portach, czekając na załagodzenie się pogody. Pogoda kilkukrotnie przekraczała granicę sztormu. Ale mimo to ogólne warunki żeglarskie były naprawdę bardzo dobre. Trudno sobie zimą wyobrazić lepsze warunki, gdziekolwiek bliżej Polski niż w Chorwacji. Wystarczy od 10 do 16 godzin w samochodzie i jesteśmy z Polski już na miejscu.

Nawet jeżeli był sztorm, to zabierał nam jeden dzień z tygodnia, więc bezwzględnie nawet zimą Chorwacja to raj żeglarski. 

Już od drugiego tygodnia rejsu, cieszyliśmy się w Chorwacji otwartymi już restauracjami. W każdym z odwiedzanych portów i marin, przynajmniej jedna restauracja była otwarta. Mimo, że poza dużymi nowoczesnymi marinami, w portach nie spotykaliśmy restauracji przygotowanych tylko dla żeglarzy, to na głównym rynku miast zawsze można było coś zjeść. Można było też cieszyć się ogrzewanymi pomieszczeniami, chociaż były to najczęściej ogródki ogrzewane dodatkowo jakimś zewnętrznym źródłem ciepła. Serwowano naprawdę świeże i smakowite dania i owoce morskie stanowiące podstawę menu Chorwaci. Ceny nie zaskakiwały ani niskimi, ani wysokimi wartościami. Syty posiłek w restauracji można zjeść było spokojnie za odpowiednik 80 – 100 zł.

Jeżeli ktoś będzie chciał zjeść jeść posiłek z dwóch dań, zakończyć deserem, po drodze napić się jeszcze drinka i wypić na koniec kawę – to na pewno nie zapłaci więcej niż 200 zł.

Mit Chorwacji jako bardzo drogiej nie jest prawdziwy. Wystarczy porównać ceny z pobliskimi Włochami, gdzie za te ceny w dobrej restauracji można zjeść tylko pizzę.

Chorwacja to normalny kraj śródziemnomorski, a ceny za posiłki i noclegi są najczęściej też niższe niż we Włoszech, czy w Hiszpanii, czy nawet w Grecji. Oczywiście ceny marin i obsługa jest droga, ale za to są to setki najlepiej przygotowanych marin, jakich nie spotkamy w Grecji czy nawet we Włoszech. 

My wróciliśmy do portu macierzystego zaledwie w poprzedni weekend.

Po drodze spotykaliśmy tylko sporadycznie turystów i jachty. W ostatnim tygodniu spotkaliśmy zaledwie 3 jednostki na żaglach. A i tak byli to tylko „niedzielni żeglarze”, którzy wychodzili i wracali do tego samego portu, tego samego dnia, po raptem kilku godzinach.

A my byliśmy dalej w zimowym rejsie stażowym już od miesiąca. Przez pokład jachtu przeszło ponad 20 żeglarzy, i mimo różnorodności wieku i charakterów , to wszyscy zakończyli rejs zaskoczeni wspaniałymi warunkami i super przygodami.

Polscy żeglarze to wytrwali i wspaniali ludzie morza.

Przez 4 tygodnie po drodze nacieszyliśmy się doskonałym stażem żeglarskim, otwartymi restauracjami, brakiem maseczek wszędzie, gdzie się poruszaliśmy (oczywiście poza wnętrzem sklepów), no i oczywiście wspaniałą atmosferą.

Po 4 tygodniach wróciliśmy do portu, zapomniawszy zupełnie o tym, że jest pandemia na świecie. A przecież Chorwacja to centrum Europy. Po prostu Chorwacja ma zupełnie inną strategię walki z koronawirusem. Ludzie są odpowiedzialni.

Witając się z kimkolwiek zachowywaliśmy kilku metrowy odstęp i dla nikogo nie było to nic wyjątkowego. Wszyscy zachowują maksymalne odstępy, codziennie też wykonuje się tysiące testów, nie tylko na ludziach mających objawy choroby.

W Chorwacji w tej chwili wszyscy chodzą do szkół, wszyscy też chodzą do pracy. Otwarte są hotele, kina, teatry, obiekty sportowe. W restauracji możemy swobodnie zjeść, wchodząc z zewnątrz, nie musimy zabierać posiłków na wynos. Nie musimy być gośćmi hotelowymi na wyjeździe służbowym, nie musimy też w inny sposób omijać miejscowych przepisów. 

Już przed majówką Chorwacja obiecuje, że ponownie przemyśli, czy Polakom pozwolić na wjazd do tego kraju bez testów PCR. Mam nadzieję, że tak będzie, bo to zdecydowanie najbliższy Polsce, najtańszy i najłatwiej dostępny raj dla żeglarzy i turystów.

I pamiętajmy, że to raptem kilkanaście godzin samochodem z Polski, w samoizolacji.

Pozdrawiam z pokładu jachtu Sistrum – po 4 tygodniach rejsu zimowego u wybrzeży Chorwacji na wodach Morza Adriatyckiego.

My przez 4 tygodnie koronawirusa nie widzieliśmy, nie spotykaliśmy nikogo zarażonego, oraz nikt z nas się nie zaraził.

Teraz znów cieszę się otwartymi warunkami w Chorwacji, znów mając u boku żonę Edytę i córeczkę Kalinkę, i cieszymy się już na zbliżającą się ciepłą wiosnę i lato.

 

Kapitan Adam Jakubczak

www.Baltic-Anchor.pl 

 

Kategoria: Podróże

Data publikacji: 2021-05-04

Baner
Ogłoszenia/classifieds
Ogłoszenia Zobacz ogłoszenia >>
Baner
Baner
Baner
Baner
Plus Festiwal

Podoba Ci się nasza strona?
Polub nasz profil na Facebooku.