Rodzina pod żaglami, na jachcie w Hiszpanii.
Mija 4 tydzień jak jesteśmy w marinie Alcaidesa na granicy Hiszpanii i Gibraltaru.
Dopiero 14 kwietnia ostatnia załoga opuściła pokład z naszego jachtu. Wrócili ostatnim rejsowym samolotem z Malagi do Polski. Samolot się spóźnił i niestety w Polsce byli już po 24. Byli już zmuszeni odbyć kwarantannę. Minęło 14 dni i na szczęście my i nasza załoga jesteśmy zdrowi.
Od tego czasu nie opuszczamy rejonu miejscowości La Linea w Hiszpanii. Nasze plany zostały odwrócone do góry nogami, ale jak to żeglarze. Dostosowaliśmy się.
Od 4 tygodni jesteśmy w Hiszpanii. Obserwujemy tu żeglarzy i miejscową ludność. Wszyscy starają się dać sobie radę. Tutaj wszyscy tęsknią już za normalnością i przede wszystkim za pracą. Jesteśmy w biednej części Hiszpanii, w Andaluzji. Ludność w większości żyje z turystyki, transportu morskiego i zatrudnienia wielkich przedsiębiorstwach. Teraz po miesiącu, większość miejscowej ludności żyje już na kredyt. A potrwa to jeszcze minimum 2 tygodnie. Dziś przedłużono obostrzenia dla obywatel w Hiszpanii do 26 kwietnia. Prasa coraz częściej pisze o rodzinach z dziećmi bez środków do życia.
W tym prawie półtora razy większym od Polski kraju, po pierwszych złych decyzjach, miasta już coraz lepiej sobie radzą. Chorzy są roztworzeni po wszystkich szpitalach. W ten sposób każdy ma 100% pomocy. Na ulicach rozdaje się maseczki, w sklepach rozdaje się rękawiczki. Z każdym dniem zmniejsza się ilość zachorowań. Już pozwolono wielu przedsiębiorstwom na powrót do pracy (po 2 tygodniowym przymusowym urlopie).
My żyjemy całą rodziną w podróży i na morzach. Jednak już 15 marca mieliśmy być z Polsce. Życie sprawiło nam niespodziankę. Teraz musieliśmy się dostosować.
Po prawie 10 latach życia w podróży i pod żaglami, jestem naprawdę miło zaskoczony jak dobrze przygotowało nas morze i żeglarstwo. Od lat dobrze wiemy jak ważne jest przygotowanie się do trudnych warunków. Jeszcze kilka lat temu szkolimy się i zdobywaliśmy doświadczenie. W ostatnich latach, to my już szkolimy innych. Żeglarze od zawsze muszą gromadzić zapasy, czasem nawet na wiele tygodni. Muszę też kreatywnie radzić sobie z samotnością, przebywaniem w małych jachtowych pomieszczeniach. My dodatkowo nauczyliśmy się pracować na morzu, a nasza córeczka nauczyła się uczyć w podróży i na jachcie. Potrafimy też dbać sami o nasz jacht. Mając duże doświadczenie wiemy, że na pokładzie musimy mieć wszystkie potrzebne w drodze części i narzędzia. W tym stanie zastała nas w porcie epidemia.
Jesteśmy w porcie w Hiszpanii. Płyniemy z Afryki do Chorwacji. Jednak od miesiąca nie możemy bezpiecznie z rodziną opuścić portu,
W 3 apteczkach na jachcie mieliśmy już wcześniej kilkanaście maseczek, dziesiątki rękawiczek, kilka pojemników z płynem dezynfekującym. Dokupiliśmy tylko sterylizatory UVC, z ozonem. Każde z nas, nawet nasza 13 letnia córeczka, jest po zawodowych kursach pomocy i przetrwania. I czujemy dzisiaj, każdego dnia, jakie były to ważne inwestycje dla nas i naszej przyszłości.
Dzisiaj to my pomagamy innym. Ale też podtrzymujemy innych na duchu. Teraz widzimy, że sztormy i burze na morzach nauczyły nas, że najważniejsza pomoc jest w naszych rękach. Zanim przyjdzie pomoc, musimy na morzu sami umieć wszystko co jest konieczne do ratowania życia i zdrowia. Ale podczas rejsów wyprawowych i zimowych nauczyliśmy się też że trudne warunki, w których jesteśmy sami, mogą trwać nawet tygodniami. I teraz już trwają od 4 tygodni.
4 tygodnie to tyle, co trwa rejs przez ocean. I minęły właśnie 4 tygodnie. Dzisiaj rzeczywiście brakuje nam już spacerów, restauracji i ludzi. Ale taki brak czuliśmy już często. Właśnie dlatego teraz możemy dalej wykonywać wszystkie swoje obowiązki i też pomagać innym. Nasza córeczka nadal chodzi do szkoły on-line. Ona nie miała nawet jednego dnia wolnego. Jej szkoła ORPEG, już od dziesiątek lat powala na naukę dzieci trwale przebywających poza terenem kraju.
Chcieliśmy wrócić 15 marca do Polski właśnie z powodu naszej córeczki. 25 marca była premiera jej książki „Kalinka na fali”. Jest najmłodszą żeglarką piszącą w Polsce. Od dwóch lat jest też reporterką Polskiego Radia i ma swoją własną audycję radiową „Kalinka Kapitanka”. Życie na morzu i w podróży nie oznacza rezygnacji z czegokolwiek. To znaczy tylko tyle, że otwieramy się na cały świat. Rezygnujemy tylko z dóbr doczesnych, a zyskujemy bezcenne przeżycia i wspomnienia.
Towarzyszy nam teraz niepokój, gdy stykamy się epidemią, pomagając innym. Jednak pamiętamy, że dużo gorsza od niej jest panika. Ona zabija i na lądzie i na morzu. A panika to nie tylko ucieczka, ale też każde zachowanie, które zagrażają nam i innym. Dzisiaj takim zachowaniem jest zagrażanie bezpieczeństwu innych w imię naszej przyjemności. W Hiszpanii ludność już się tego boleśnie nauczyła, po pierwszych dniach wychodzenia, spotkań, zabaw i lekceważenia bezpieczeństwa innych. Całe szczęście prawdziwi ludzie morza wiedzą to od setek lat. Na morzu nie dyskutuje się z regulaminami, one ratują nam życie.
Dlatego apelujemy żebyśmy sobie pomagali. To czas na to, żeby tworzyć swoją własną historię. Taką historię, z której będziecie dumni, i nie będziecie się jej wstydzić. Więc zachowując bezpieczeństwo najbliższych nie zapominajcie o potrzebujących. Na lądzie jest jak na morzu. Naprawdę odważni nie dyskutują tracą czas, tylko robią to co trzeba i to co konieczne dla bezpieczeństwa siebie i innych.
Nie zapominajcie o ludziach starszych i tych, którzy dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebują pogody ducha i wsparcia. Nikt dzisiaj nie potrzebuje paniki. Wszyscy potrzebujemy się wzajemnie, jak żeglarze na oceanie.
Jeśli ktoś będzie w potrzebie w Hiszpanii na granicy Gibraltaru. Oferujemy pomoc na lądzie, w portach i częściowo na morzu. Jak nikt inny, my tutaj mamy doświadczenie żeglarskie i podróżnicze od dziesiątek lat. Potrafimy pomóc nawet jak inni myślą że to niemożliwe.
Szukajcie kontaktu do Rodziny pod żaglami, lub Kalinki Kapitanki „Kalinka na Fali”.
Kpt. Adam Jakubczak
Kategoria: Podróże
Data publikacji: 2020-07-16