Niektórzy uciekają w odosobnienie, inni korzystają ze swoich wpływowych kontaktów. Jeszcze inni nie panikują i mają zamiar - w przypadku zachorowania - zgłosić się do szpitala jak każdy inny człowiek.
W USA popularność zdobywają zaś usługi, w których za roczny abonament można wykupić sobie miejsce w dobrze wyposażonych i posiadających pełny personel bunkrach.
- Według twórcy jednej z firm oferujących bunkry, żyjemy w erze epidemii, które mogą doprowadzić do załamania społeczeństw
- Spółka ta notuje spore zainteresowanie od kiedy wybuchła epidemia koronawirusa w Chinach.
Tego typu bunkry to jednak oferta tylko dla bogatych
Najbogatsi, siłą rzeczy, są w lepszej pozycji w przypadku epidemii koronawirusa niż pozostali ludzie - mogą korzystać bez ograniczeń z prywatnych instytucji medycznych, odciąć się na prywatnej wyspie z zapasem jedzenia czy podróżować własnymi lub wynajmowanymi samolotami, ograniczając kontakt z potencjalnymi nosicielami do minimum.
Prywatne samoloty i czarterowane odrzutowce pomagają uciekać z miejsc ogarniętych koronawirusem
I najwyraźniej niektórzy bogacze korzystają ze swoich przywilejów. Przede wszystkim mogą oni korzystać z prywatnych samolotów - czy to własnych, czy wynajmowanych od specjalnych firm. Jak opowiada Justin Crabbe, CEO Jettly - firmy czarterującej odrzutowce prywatnym osobom - ich biznes w ostatnich dniach rozkwita. "Nigdy nie widziałem tak dużej aktywności w naszym dziale lotów ewakuacyjnych" - podkreśla.
Spółka odnotowała bezprecedensowy wzrost - nawet tysiące nowych zamówień w ciągu kilku godzin - rezerwacji podróży na ostatnią chwilę i próśb o ewakuację. Wynajmującymi są klienci, którzy chcą uniknąć ograniczeń regulacyjnych dotyczących podróży oraz osoby zwyczajnie obawiające się o swoje zdrowie. Zwykle o tej porze roku Jettly otrzymuje 2-3 tysiące próśb o rezerwacje dziennie, ale od połowy stycznia liczba ta się podwoiła. Firma musiała potroić liczbę pracowników do obsługi lotów.
Zwykle wynajem prywatnego odrzutowca to koszt rzędu 5 tys. dolarów za godzinę w przypadku maszyny dla 6-8 osób. Według Jettly, klienci są jednak obecnie skłonni płacić nawet 2-3 razy więcej, czyli 10-15 tys. dolarów za godzinę lotu.
Domy na odludziu i specjalne bunkry oraz ośrodki na wypadek totalnego kryzysu
Inwestor i milioner Charles Stevenson, zapytany o plany ochrony przed epidemią, przyznał, że obecnie przebywa w Southampton w stanie Nowy Jork. Jest to miejscowość położona niedaleko miasta Nowy Jork. Finansista twierdzi jednak, że jeśli koronawirus pojawi się w miasteczku, on z niego ucieknie do swojego domku w stanie Idaho.
Z kolei manager dużego funduszu, który poprosił o anonimowość, ma inną taktykę. Jeśli jego koledzy zaczną uciekać do swoich bunkrów, on pojedzie w przeciwnym kierunku. Rozważa m.in. Europę.
Wspomniane bunkry to prawdziwe schronienia na czas apokalipsy. Oczywiście, bogacze nie budują ich na własną rękę - robią to specjalistyczne firmy. Najbardziej znana z nich, Vivos Group z USA, buduje sieć schronów na całym świecie. Ich najbardziej luksusowy ośrodek nazywa się Europa One i znajduje w wiosce Rothenstein w centralnej części Niemiec - raptem niecałe 300 kilometrów od granicy z Polską.
Europa One nie została jednak zbudowana od podstaw - to była przestrzeń magazynowa należąca niegdyś do ZSRR, gdzie w czasach Zimnej Wojny trzymano zapasy broni i sprzętu wojskowego. Bunkier - podobnie jak i inne tej firmy - odporny jest m.in. na bliski wybuch bomby atomowej, trzęsienia ziemi, powódź lub tradycyjny atak militarny.
W schronie znajdują się kwatery mieszkalne, zwykle składające się z dwóch poziomów - do spania i rozrywki. W środku są m.in. stoły do biliarda, pub czy... małe kino. Planowo klienci docierają do Niemiec samolotem bądź samochodem, a następnie firma przetransportowuje ich do bunkra helikopterem.
Inne bunkry znajdują się m.in. w Południowej Dakocie w USA czy w stanie Indiana. Ten pierwszy ma powierzchnię ponad 21 tys. m2. Według firmy, można tam przetrwać spokojnie co najmniej rok. W zależności od wielkości, bunkry mieszczą po kilkanaście do kilkudziesięciu kwater.
Cena? Jeden apartament, w pełni umeblowany, to koszt rzędu 2,5 miliona dolarów. Można również wynająć miejsce w kwaterach wspólnych, dzielonych z innymi osobami - koszt to 35-40 tys. dolarów za osobę. Do tego dochodzi roczna opłata tysiąca dolarów za utrzymanie. W bunkrze oczywiście znajduje się pełny personel, z przeszkoloną ochroną włącznie.
Według Vivos, klientami firmy nie są tylko milionerzy. Spółka zapewnia, że schrony przypominają "komfortowy, czterogwiazdkowy hotel". Zapewnione jest w nim praktycznie wszystko oprócz leków - te trzeba przywieźć ze sobą.
Projekt "The Survival Condo Project" to już z kolei bunkier w pełni luksusowy, wyłącznie tylko dla najbogatszych. Mieści maksymalnie 75 osób i jeden lokal kosztuje w nim - w zależności od wersji - 1,5-3 miliony dolarów. Powstał na bazie opuszczonego silosa rakietowego, a jego budowa kosztowała ok. 20 mln dol.
Nie jest znana nawet jego dokładna lokalizacja - wiadomo tylko, że znajduje się gdzieś w okolicach Wichita w stanie Kansas. Bunkier dysponuje m.in. specjalnymi wozami, które mogą odebrać klientów w zasięgu ok. 600 kilometrów. W sytuacji kryzysowej jednak mieszkańcy będą potrzebować pozwolenia na opuszczenie schronu. W środku znajduje się m.in. siłownia, basen, klasa do nauki i centrum rozrywki.
Inne firmy oferują nieco mniej luksusowe, ale nadal wysoce komfortowe miejsca odosobnienia. Fortitude Ranch ma swoje siedziby w Kolorado i Zachodniej Virginii, planuje otworzyć kolejne placówki. Nie jest to jednak typowy bunkier, a raczej "społeczność survivalowa", posiadająca wyposażenie i kompetencje pozwalające "przetrwać każdy rodzaj katastrofy" oraz sytuacje, w których zasady prawa i porządku przestają obowiązywać.
Według założyciela FR Drew Millera, od wybuchu epidemii koronawirusa w Chinach firma odnotowała 20-krotny wzrost zainteresowania swoimi usługami.
W efekcie w lokacji w Kolorado już nie ma miejsc, w Virginii też się kończą. W porównaniu do milionowych bunkrów, wykupienie miejsca w Fortitude Ranch nie jest drogie - kosztuje ok. tysiąc dolarów za osobę rocznie. W zamian firma oferuje miejsce w jednej ze swoich lokacji, a w przypadku załamania społeczeństwa lub kryzysu, klient może schronić się w najbliższej placówce.
Ośrodki Fortitude Ranch są obsługiwane przez personel złożony z byłych wojskowych. Traktują oni swoją rolę na tyle poważnie, że nie ujawniają swoich danych personalnych w internecie. Wśród nich znajdują się m.in. lekarze i farmaceuci. Lokacje są dobrze chronione przed potencjalnymi maruderami - według Fortitude, w przypadku załamania 95 proc. nieprzygotowanych do sytuacji osób będzie okradać innych. Nie są to jednak bunkry zdolne przetrzymać wojnę czy ataki rakietowe. Tylko część schronienia znajduje się pod ziemią - na wypadek, gdyby faktycznie trzeba było ukryć się przed np. promieniowaniem. Miller nie chciał jednak budować schronu głęboko pod ziemią, gdzie obecni musieliby dzielić się powietrzem, bowiem powoduje to łatwiejsze rozprzestrzenianie wirusów. Dodatkowo, płytki schron sprawia, że ochrona może w minutę znaleźć się na powierzchni i bronić ośrodka.
Każdy ośrodek posiada m.in. konie, żywy inwentarz, zbiorniki wodne, broń oraz zapasy jedzenia i podstawowych leków, a także maski ochronne i rękawiczki jednorazowe.
"Większość naszych klientów to nie są tradycyjni "preppersi", tylko biznesmeni, byli wojskowi, którzy uważają, że trzeba będzie uciekać z miast i przedmieść, gdy stanie się coś złego" - mówi Miller. Jego zdaniem, największym zagrożeniem jest "załamanie" rozumiane jako wstrzymanie gospodarek i w efekcie chaos ekonomiczny, w którym ludzie zwyczajnie wymkną się spod kontroli prawa i norm społecznych.
Koronawirus sprawił, że Fortitude Ranch notuje rekordowe zainteresowanie. Warto przy tym dodać, że Miller w 2016 r. napisał artykuł o nadchodzących czasach jako erze zagrożeń biologicznych, których nie będziemy w stanie uniknąć. Według niego, epidemia może być jednym z zagrożeń, które spowodują społeczne załamanie i konieczność wycofania do ośrodków.
Prywatna opieka medyczna dla bogatych
Oprócz potencjalnych schronów i domów na odludziu, najbogatsi mogą też liczyć na prywatną opiekę medyczną. Jak mówi Jordan Shlain, doktor z firmy Private Medical, już teraz koronawirus spowodował podwyższoną liczbę wizyt prywatnych u zamożnych osób.
Z kolei według Tima Kruse, lekarza z Aspen, najbogatsi nie mają jednak łatwiejszego dostępu do środków, do których dostępu nie mają przeciętni obywatele. To jednak nie powstrzymuje zamożnych przed pytaniem np., czy mogą otrzymać szczepionkę na koronawirusa wczesniej od innych.
Współzałożyciel Home Depot Ken Langone w rozmowie podkreślił, że jeśli poczuje się źle, uda się do szpitala w Nowym Jorku noszącego jego nazwisko (NYU Langone Health). Nie będzie jednak oczekiwał z tego tytułu specjalnego traktowania. Obecnie jednak 84-letni miliarder przebywa w swoim domku w North Palm Beach.
Niewątpliwie jednak chociaż pieniądze mogą znacznie pomóc radzić sobie w trudnych czasach, to nie gwarantują zdrowia. W Chinach na skutek koronawirusa zmarł m.in. 55-letni znany reżyser Chang Kai, razem ze swoją rodziną. Łącznie na świecie są już 400 tys. zarażonych, w tym ponad 17 tysiący ofiar śmiertelnych.
Kategoria: Ciekawostki
Data publikacji: 2020-03-24