Niesamowita historia Johna Deere i jego wynalazku
Modelowy sobotni poranek w New Jersey? Kawa, śniadanie, wizyta w sklepie i… dźwięk kosiarki. W zależności od modelu i wielkości może być to ciepłe, niemal kocie mruczenie lub dokuczliwe rzężenie przyprawiające o ból głowy. Jedno jest pewne - koszenie trawników jest w Stanach Zjednoczonych rytuałem, który na stałe wpisał się w kulturę amerykańskich przedmieść i możemy się założyć, że wielu naszych czytelników w nadchodzący weekend już planuje poświęcić się tej aktywności. Kosiarka, głównie w roli statystki, pojawia się też w książkach, komiksach i serialach.
Amerykańskiej kosiarce i jej kierowcy został nawet poświęcony film „Straight Story” Davida Lyncha, opowiadający o pewnym staruszku, który gdy okazuje się, że z racji wieku i stanu zdrowia nie może prowadzić auta, w długą podróż po Ameryce wybiera się na kosiarce spalinowej. I to nie byle jakiej kosiarce, bo sprzęcie firmy John Deere, której historia jest opowieścią o spełnionym amerykańskim marzeniu. Dlatego dziś w ramach weekendu zapraszamy Was na podróż w czasie śladami Johna Deere’a - kowala, wynalazcy i biznesmena, który walnie przyczynił się zarówno do gospodarczego podboju dzikiego zachodu, jak i do równiutko przystrzyżonych podmiejskich trawników.
John Deere urodził się 7 lutego 1804 roku w miasteczku Rutland w Vermont. Tradycyjną edukację zakończył w wieku lat 17-tu, kiedy to rozpoczął staż w zakładzie kowalskim Kapitana Benjamina Lawrence’a. Uczniem okazał się bardzo pojętnym i zdolnym i zaledwie 5 lat później otworzył własny warsztat. W 1827 roku pojął za żonę Demarius Lamb, z którą doczekali się pięciorga dzieci. Sielanka na polu zawodowym i osobistym nie trwała jednak długo - lata 30-te XIX wieku przyniosły olbrzymi kryzys na wschodzie Stanów i Deere, z zaledwie $70 dolarami w kieszeni, postanowił wyruszyć na zachód, by tam rozpocząć nowe życie. Osiadł w miasteczku Grand Detour w stanie Illinois gdzie szybko zauważył, z jakimi wyzwaniami zmagają się tutejszy farmerzy; gleba prerii, którą przyszło im uprawiać była inna niż znane im dotąd piaszczyste gleby na wschodzie.
Tu ziemia była lepka i gliniasta i pługi utykały w niej bez przerwy, zmuszając rolników do ich ciągłego czyszczenia. Jako jedyny kowal w okolicy Deere bez przerwy musiał naprawiać zdezelowane maszyny rolnicze, które poległy w walce z lepką I nieurodzajną ziemią. I wtedy wpadł on na pewien pomysł, który całkowicie odmienił oblicze amerykańskiego rolnictwa na zachodzie USA - zauważył bowiem, że przyczyną tego, że pługi nie działały zbyt dobrze na twardej glebie prerii w był materiał z jakiego zostały wykonane, czyli żeliwo. I przypomniał sobie igły, które wcześniej polerował, przesuwając je po piasku, gdy dorastał w zakładzie krawieckim swojego ojca w Rutland. Szybko doszedł do wniosku, że pług wykonany z polerowanej na wysoki połysk stali i prawidłowo ukształtowanej odkładnicy (tzw. stalowy pług samooczyszczający) lepiej poradziłby sobie z warunkami glebowymi prerii. Znalazł zdezelowany, zakrzywiony stalowy brzeszczot i po kilku eksperymentach wiedział już, że znalazł rozwiązanie! Potrzeba pługa samooczyszczającego była tak wielka, że podobno setki ludzi zgromadziły się na farmie niejakiego Lewisa Crandalla w pobliżu Grand Detour, aby zobaczyć, jak młody kowal testuje swój nowy produkt. Wkrótce produkcja pługów stała się główną działalnością Johna. Co więcej Deere wpadł na pomysł, by w swoim warsztacie prezentować klientom gotowe modele pługów- można było ich dotknąć a nawet wypróbować. Trzeba tu nadmienić, że wcześniej zakup drogiej maszyny odbywał się na zlecenie - i czasem klient mógł się bać, że otrzyma kota w worku. Teraz mógł sam wybrać sobie produkt i zabrać go do domu tuż po zakupie. Dziś wydaje się to całkowicie normalną praktyką, jednak w połowie XIX wieku wymagała ona on producenta odwagi i sporych inwestycji. I była to kolejna rzecz, która się Deere’owi udała - to dzięki niemu dziś w sklepach typu Home Depot czy Lowes klienci mogą oglądać, podziwiać czy testować towar do wyboru.
Model sprawdził się znakomicie i klientów wciąż przybywało. W 1848 roku Deere przeniósł swoją działalność 70 mil na południowy zachód do Moline - na wschodni brzegu rzeki Mississippi. Rzeka zapewniała energię wodną do prowadzenia fabryki, a także łodzie rzeczne do sprowadzania surowców i przemieszczania pługów na rynek.
Wkrótce warsztat produkował 1000 pługów rocznie! W 1868 roku firma Deere’a została zarejestrowana pod nazwą Deere & Company. Biznes kwitł, a Deere zyskał reputację zarówno dzięki swoim pługom, jak i swoim zasadom. Do legendy przeszedł jego upór i konsekwencja - uważany był za bardzo wymagającego szefa, który zawsze musiał osobiście skontrolować i zaaprobować każdy gotowy produkt. To jemu przypisuje się słowa: "I will never put my name on a product that does not have in it the best that is in me" (Nigdy nie podpisałbym się własnym nazwiskiem pod produktem, który nie ma w sobie tego, co jest najlepsze we mnie).
Jakby tego było mało, doba Johna wynosiła chyba nie 24 a 48 godzin - od przybycia do Moline Deere poza prowadzeniem fabryki był także aktywnie zaangażowany w działalność obywatelską, a w 1873 roku został drugim burmistrzem Moline. Zmarł w 1886 , a jego spadkobiercy z sukcesami prowadzili firmę przez następne stulecie.
A co do tego wszystkiego mają kosiarki? Po raz pierwszy pojawiły się one w ofercie firmy John Deere w 1963 roku i od razu podbiły serca amerykańskich panów domu. Dlatego jeśli macie w planach koszenie trawy w ten weekend, pomyślcie chwilkę o człowieku, który dzięki pomysłowości, pracowitości, uporowi i odwadze na zawsze zmienił oblicze amerykańskiego rolnictwa.
Zuza Ducka
Kategoria: Podróże > Weekend z PLUSem
Data publikacji: 2023-08-25