PLUS

Baner

Dawne "morderstwo Tylenolem"

Dawne

W wieku 76 lat zmarł James Lewis. Był jedynym podejrzanym w głośnej sprawie morderstw, których dokonano przy pomocy zatrutych leków przeciwbólowych.

28 września 1982 roku mieszkająca w Chicago 12-letnia Mary Kellerman poczuła się bardzo źle i trafiła do szpitala, dzień później zmarła. Dzień później do szpitali trafiło z podobnymi objawami sześć innych osób, w tym trzech członków rodziny Janus, wszyscy także zmarli. Badając śmierć rodziny Janusów, pielęgniarka Helen Jensen odkryła kupioną tego samego dnia butelkę Tylenolu – popularnego środka przeciwbólowego produkowanego przez Johnson&Johnson. Brakowało w niej sześciu kapsułek. Podejrzewając, że może mieć z nią coś wspólnego, przekazała ją detektywowi Nickowi Pishosowi.

Pishos skontaktował się w tej sprawie z lekarzem Edmundem Donghue. Ten, podejrzewając, że powodem tych zgonów było zatrucie cyjankiem, poprosił go o powąchanie jej zawartości. Kiedy usłyszał, że pachnie migdałami, wysłał ją na badania toksykologiczne. Okazało się, że w każdej z pozostałych tabletek był cyjanek, w ilości trzykrotnie przekraczającej śmiertelną dawkę. Śledczy ustalili, że wszystkie ofiary przed śmiercią przyjęły ten lek, a na półkach sklepów w Chicago odkryto kolejne zatrute butelki.

W całym USA wybuchła panika. Johnson&Johnson wycofał wszystkie butelki Tylenolu ze sklepów, co kosztowało ich fortunę. Wypłacił też odszkodowania rodzinom ofiar, chociaż przedstawiciele firmy podkreślali, że nie mieli nic wspólnego z tą sprawą i nie mogli zapobiec tym morderstwom. Reakcja firmy do dzisiaj jest podawana za przykład tego, jak korporacje powinny radzić sobie z podobnymi kryzysami. Rząd USA wkrótce potem zmienił też przepisy dotyczące pakowania leków tak, aby otwarcie i zamknięcie opakowania bez śladu stało się niemożliwe. Większość państw świata poszła w jego ślady.

W trakcie śledztwa Johnson&Johnson otrzymał anonimowy list, w którym autor żądał od nich miliona dolarów w zamian za zaprzestanie zatruwania ich leku. Policja ustaliła ,ze wysłał go James Willima Lewis. Aresztowany mężczyzna nie przyznał się do winy. W jego mieszkaniu policja znalazła książkę o truciznach, a na stronie o cyjanku były jego odciski palców. Ostatecznie skazano go jedynie na 10 lat więzienia za próbę wymuszenia – jego prawnicy twierdzili w sądzie, że chciał jedynie zwrócić w ten sposób uwagę władz na byłego pracodawcę swojej żony, który miał ją źle potraktować. W 2007 roku policja ustaliła, że ten list wysłano 1 października. Lewis zeznał wcześniej, że pisał go przez trzy dni, co znaczyłoby, że zaczął go pisać zanim o sprawie poinformowały media. On sam stwierdził jednak, że pomylił się składając zeznania.

Lewis okazał się być jedynym podejrzanym w tej sprawie. Policjanci aresztowali też dokera Rogera Arnolda po tym, gdy właściciel baru Marty Sinclair powiedział im, że chwalił się mu, że opowiadał o zabijaniu ludzi białym proszkiem. Policja odkryła w jego domu książkę z instrukcjami, jak go przygotować w warunkach domowych, i klika razy go aresztowała, ale nigdy nie udowodniono, że miał cokolwiek wspólnego z tymi zabójstwami. W 1983 Arnold zastrzelił przypadkowego mężczyznę, którego pomylił z Sinclairem. Odsiedział za to 15 lat, zmarł w 2008 roku.

Teraz zmarł także Lewis. Wcześniej policja z Cambridge w stanie Massachusetts, gdzie mieszkał, dostała zgłoszenie o tym, że jest nieprzytomny. Lekarz stwierdził, że już nie żyje. Miał 76 lat. Policja twierdzi, że w jego śmierci nie było niczego podejrzanego. Sprawa tamtych morderstw nadal pozostaje otwarta, ale to, czy to on był mordercą, raczej nie zostanie już ustalone.

Kategoria: Wiadomości > USA

Data publikacji: 2023-07-11

Baner
Ogłoszenia/classifieds
Ogłoszenia Zobacz ogłoszenia >>
Baner
Baner
Baner
Baner
Plus Festiwal

Podoba Ci się nasza strona?
Polub nasz profil na Facebooku.