PLUS

Baner

Bradley - Martin Ball - ostatni wielki bal czasów Gilded Age

Bradley - Martin Ball - ostatni wielki bal czasów Gilded Age

„Gilded Age” - złota (właściwie złocona) era. Druga połowa XIX wieku w Ameryce to czas powstawania i lśnienia największych amerykańskich fortun. Takie nazwiska jak Vanderbilt, Rockefeller czy Astor stały się synonimami bogactwa na olbrzymią skalę.

Taką, jaka  wówczas nawet nie śniła się większości koronowanych europejskich głów. Rezydencje, powozy, bale, kolekcje sztuki, podróże… życie amerykańskich milionerów było naprawdę słodkie. Czasem, gdy  nowojorskie „gilded age” świeciła swoim pozłacanym blaskiem szczególnie mocno był karnawał. Wtedy właśnie rozpoczynała się rywalizacja między „starymi a nowymi pieniędzmi”. Była to rywalizacja na bale, które było czymś w rodzaju testu dla świeżych  fortun.  W salach rezydencji lub hoteli organizowano wystawne przyjęcia, które decydowały o tym, czy rodzina, która je wydawała ma prawo na równych prawach dołączyć do nowojorskiej socjety. Najsłynniejszym z nich był tzw. Bradley - Martin Ball – wydarzenie, które odbyło się 10 lutego 1897 roku w Hotelu „Waldorf - Astoria” na Manhattanie i które  zapisało się  w  historii jako ostatni wielki bal Gilded Age. 

Kim byli organizatorzy  balu? Bradley i Cornelia Martin, którzy lubili mówić o sobie „The Bradley - Martins” zajmują szczególne miejsce w historii „złotego wieku Nowego Jorku”. Oboje odziedziczyli olbrzymie fortuny i cieszyli się majątkiem w wysokości 6 milionów dolarów (ekwiwalent współczesnych 162 milionów dolarów), co wystarczyło, by wkupić się do nowojorskiej „high society”. Dołączenie do śmietanki towarzyskiej tamtych czasów musiało być dla Bradley -Martins szczególnie ważny, gdyż aby osiągnąć swój cel  nie cofali się przed niczym. W latach 90-tych XIX wieku para organizowała wystawne przyjęcia i obiady, wydała córkę za brytyjskiego hrabiego ale przede wszystkim wyprawiła bal tak wielki, że Bradley – Martins nie tylko spotkali się  z ostracyzmem  społecznym, ale przede wszystkim podniesiono im podatki, a oni sami zdecydowali się wyemigrować do Europy. 

Jednak by w pełni zrozumieć skandal jaki wywołała ta impreza musimy przyjrzeć się sytuacji amerykańskiego społeczeństwa tego okresu. Światowy kryzys trwał już od dobrych kilkunastu lat, panowało olbrzymie bezrobocie i bieda, brak dostępu do opieki lekarskiej czy prawnej powodował, że codziennie w wielu rodzinach rozgrywały się dramaty… I właśnie w samym środku tych trudnych czasów państwo „Bradley- Martins” zdecydowali się zaprosić creme de la creme nowojorskiej socjety na trwający zaledwie cztery godziny bal, który kosztował równowartość dzisiejszych  9 milionów dolarów.

Na co udało im się wydać tak duże pieniądze? Spieszymy z odpowiedzią. Jak większość współczesnych amerykańskich milionerów także Bradley - Martins zapatrzeni byli w europejską arystokrację. Nie dziwiło zatem ich żądanie, by hotel Waldorf - Astoria przekształcić w… paryski Wersal z czasów Ludwika XIV. Aby uzyskać ten efekt, stoły, ściany i podłogi hotelu pokryły tysiące świeżych kwiatów, sprowadzonych na tę okoliczność ze szklarni w Alabamie czy Karolinie Południowej. Kwiatami obsypano nawet orkiestrę, która tego wieczoru grała między innymi utwory Chopina, Mozarta a także bardzo w tych czasach popularne węgierskie czardasze.

Bal oficjalnie rozpoczął się o godzinie 11.00 wieczorem a setka kelnerów zakończyła serwowanie posiłków o godzinie 1 w nocy. Goście mieli okazję skosztować 28 potraw, wśród których były  takie specjały nadziewane kawiorem ostrygi, pieczone dzikie kaczki, żółwie, maleńkie jaja nadmorskich sieweczek, foie gras i pieczone prosiaki. Dodatkowo zaserwowano 4 tysiące butelek szampana Moet& Chandon, które w ciągu kilku godzin całkowicie opróżniono.

Oficjalny cel balu? Niemal altruistyczny! Państwo Bradley - Martins uznali, że ich inicjatywa pomoże lokalnym biznesom - zażądali, by ozdoby, danie, zastawa etc. pochodziły jedynie od amerykańskich producentów.

Co więcej - temat balu, jakim był „sławni ludzie żyjący na przestrzeni XVI - XVIII wieku” - podany został do wiadomości zamożnych gości na tyle późno, by ich kostiumy nie mogły być zamówione i uszyte w Europie (co było wówczas powszechną praktyką). Kto na tym najbardziej skorzystał? Z pewnością nowojorscy jubilerzy i handlarze antykami. Jak donosił „The New York Times”:

„nie były ceny jakiej goście Bradley Martin Ball nie zapłaciliby za oryginalne zabytkowe klejnoty, wachlarze, rękawiczki, lornetki, tiary wysadzane perłami i diamentami czy pierścienie z rubinami… a tak naprawdę  za cokolwiek co wysadzane było drogimi kamieniami.”

Na balu można było zobaczyć takie skarby jak francuskie klejnoty koronne, które amerykańscy milionerzy nagminnie skupywali. 11 lutego 1897 roku te i inne cuda zdobiły głowy, ręce i dekolty pięćdziesięciu nowojorskich Marii Antonin, dziesięciu madame Pompadour oraz trzech Katarzyn Wielkich. Sama  gospodyni, która pojawiła się w kostiumie Marii, Królowej Szkotów postanowiła  olśnić gości naszyjnikiem należącym niegdyś do córki Marii Antoniny i Ludwika XVI. Mały misz- masz historyczny? Nic nie szkodzi. Najważniejsze, że Cornelia Martin nosiła na sobie tego wieczora prawie 3 miliony dolarów, co i tak jest niczym w porównaniu z biżuterią żony Johna Astora wartą bagatela 5 milionów. Na przyjęciu pojawili się także wodzowie indiańscy z siedemnastowiecznymi rapierami, Kleopatry całe w osiemnastowiecznych pierścieniach oraz niejaki Oliver Balmont, który jako średniowieczny rycerz przybył na bal w oryginalnej pozłacanej zbroi tak ciężkiej, że ledwo mógł się ruszać.

Przesada? Rozpusta? Policzek dla ludzi, którzy zarabiając 1.25 dolara na dzień  musieli zapewnić dach nad głową, wyżywić i ubrać pięcioosobową rodzinę? 

Bradley Martin Ball miał wzbudzić sensację, ale nie o taką zdaje się chodziło. Gazety z potępieniem rozpisywały się o przesadnym epatowaniu bogactwem, w podobnym duchu wypowiadali się także kapłani, porównujący bal do grzesznego tańca wokół Złotego Cielca. Chwilę później dołączyli do nich politycy. Niezadowolenie społeczne było tak duże, że kilka miesięcy po balu gospodarzom i kilku innym rodzinom obecnym na imprezie podniesiono podatki.

Tego było dla gospodarzy balu za wiele! Obrażeni, oburzeni i nagle oszczędni Bradley - Martinowie  spakowali walizki i po cichu wyemigrowali do Anglii, gdzie czekał już na nich stęskniony ich funduszy zięć -  hrabia.

I właśnie tą wstydliwą ucieczką zakończył się nieoficjalnie pozłacany czas wielkich fortun. Ale pani Bradley - Martin i tak dopięła swego - to właśnie jej bal a nie te Vanderbiltów czy Astorów na stałe zapisały się w historii jako ostatni wielki bal Gilded Age.

Zuza Ducka

 

 

Kategoria: Podróże > Weekend z PLUSem

Data publikacji: 2023-01-13

Baner
Ogłoszenia/classifieds
Ogłoszenia Zobacz ogłoszenia >>
Baner
Baner
Baner
Baner
Plus Festiwal

Podoba Ci się nasza strona?
Polub nasz profil na Facebooku.