Tak już jest, że gatunek ludzki od tysiącleci nie wyobraża sobie jakichkolwiek rytuałów bez… jedzenia! Jest to w nas tak bardzo zakorzenione, że poszczególne święta kojarzą nam się jednoznacznie z konkretnymi potrawami i… vice versa.
Uszka jadamy na Wigilię, szampana popijamy w Sylwestra a bez pieczonego indyka nie wyobrażamy sobie Święta Dziękczynienia.
A propos indyka… Wiemy, że roasted turkey, słodkie ziemniaki, ewentualnie stek, meatballs, żurawina, fasolka, placek z jabłkami, ewentualnie cydr - to typowe świąteczne amerykańskie potrawy. Chcemy poszaleć? Zaserwujemy wegetariańskiego burgera, brukselkę albo tiramisu. Wieje nudą? Nie zawsze tak było! Dawna kuchnia amerykańska zadziwia różnorodnością. Zwłaszcza w swojej siedemnasto- i osiemnastowiecznej odsłonie! Pamiętajmy, że Stany Zjednoczone to młody kraj, który tworzył swoją kulturę nie tylko budując miasta, kształtując nowatorski system polityczny, pisząc traktaty, komponując muzykę czy rozwijając nowe technologie. Jak każdy inny naród budował swoją tożsamość także poprzez… jedzenie. Z okazji nadchodzącego sezonu świątecznego przedstawiamy najciekawsze potrawy, które w czasach kolonialnych Amerykanie jadali na co dzień i od święta. Wiele z nich może dziś szokować, ale może niektóre zainspirują Was do kuchennych eksperymentów?
Pieczone bobrze ogony
Paskudztwo? Akurat ten specjał nie powinien Polaków dziwić! Jeszcze w XVI wieku ogony bobra serwowano na staropolskich stołach w czasie postu. Dlaczego? Bobrze ogony pokrywa skóra przypominająca rybią łuskę, w związku z tym ssak ten traktowany był jak… ryba.
W Stanach Zjednoczonych w XVII i XVIII wieku traperzy polujący na bobry dla ich skór nie mogli pozwolić sobie na marnotrawstwo i zjadali także mięso zwierzęcia wraz z ogonem, który szybko stał się bardzo popularnym daniem na amerykańskich stołach. Ogon bobra zawiera bardzo dużo tłuszczu i dostarczał cennych kalorii - przydatnych zwłaszcza podczas srogich zim na północy Stanów.
Placek z węgorzem
Kto z nas nigdy nie jadł wędzonego domowym sposobem węgorza! Pychota! W czasach kolonialnych był on także delikatesem dla Amerykanów. Ceniono go zwłaszcza w Nowej Anglii, gdzie do łapania węgorzy jako przynęty używano… homarów! Współcześni Amerykanie jadają węgorza co najwyżej w restauracji sushi, jednak dawniej serwowano tę niezwykłą rybę na wiele sposobów, z których najpopularniejszy był właśnie placek.
Ambra
Czym jest ambra? Brzmi egzotycznie i kojarzy się z drogimi perfumami, jednak rzeczywistość nie jest już tak romantyczna. Ambra to po prostu wymiociny pewnego gatunku wieloryba, które są niesamowitą rzadkością i co za tym idzie - są niezwykle cenne. W czasach kolonialnych zamożni Amerykanie wykorzystywali ją jako dodatek do wielu wyszukanych dań - ambrę serwowano z jajami na twardo, dodawano do napojów lub, jako szczególnie wymyślne połączenie, do gorącej czekolady.
Dziś homary kojarzą się nam z niezwykle wyrafinowaną kuchnią, a w amerykańskich restauracjach lobster to zazwyczaj najdroższa pozycja w menu. Jednak nie zawsze tak było! Choć dziś trudno to sobie wyobrazić, w czasach kolonialnych homary - podobnie jak małże i ostrygi - były… jedzeniem biedoty. Dość wspomnieć, że używano ich jako przynęty na cenne węgorze.
Clabber - czyli kwaśne mleko po amerykańsku
Kwaśne mleko to zdrowy napój, który dobrze znamy z polskiej kuchni. W Stanach znajdziemy je co najwyżej w polskich sklepach, jednak przed wiekami był to jeden z ulubionych amerykańskich deserów. W czasach kolonialnych sfermentowane mleko serwowano z dodatkiem gałki muszkatołowej, cynamonu a także pieprzu. Brzmi smakowicie i jest to chyba jeden z tych kolonialnych przepisów, który naprawdę warto wyprobować!
Wężowa potrawka
Tak jest - chodzi o potrawkę z węża! Dziś trudno nam sobie wyobrazić, że ktoś mógłby chcieć zjeść taką potrawę, jednak pamiętajmy - we wczesnych czasach kolonialnych Amerykanie niespecjalnie mogli sobie pozwolić na wybrzydzanie i właściwie jedli wszystko, co udało im się znaleźć lub złapać. Według tych, którzy mieli okazję skosztować mięsa węża, jest ono raczej pozbawione smaku i teksturą przypomina mięso ryby więc wydaje się, że w zupie czy potrawce mogło sprawdzać się całkiem dobrze…
Galaretka z chrap łosia
Czasy kolonialne to czasy mięsnych galaretek! W XVII i XVIII wieku przyrządzano je niemal ze wszystkiego - nóżki, móżdżki czy ozorki w galarecie często gościły wówczas na amerykańskich stołach i były uważane za prawdziwy przysmak. Jednak szczególnym smakołykiem była galaretka z chrapów łosia. W czasach, gdy polowanie wiązało się z prawdziwym niebezpieczeństwem a wyżywienie rodziny było nie lada wyzwaniem, upolowane zwierzę wykorzystywano w całości. Mięso, skóra i kości łosia były zatem nie tylko wartościowym źródłem pożywienia ale także surowcem, z którego wytwarzano ubrania czy przedmioty codziennego użytku.
Kolonialny keczup
Dziś nie możemy sobie wyobrazić kuchni amerykańskiej bez keczupu. Sos z pomidorów, octu, i przypraw jest dodawany właściwie do wszystkiego.
Dlatego trudno sobie wyobrazić że jeszcze w XVII wieku pomidory uważane były przez wielu Amerykanów za… trujące a współczesny keczup zyskał popularność dopiero w czasach Wojny Secesyjnej. Czym zatem przyprawiano potrawy w czasach kolonialnych? Rolę keczupu pełnił sos z… grzybów, anchovies, orzechów włoskich i… ostryg. Przyznacie, że brzmi to naprawdę intrygująco!
Angielska herbatka
Lista kolonialnych przysmaków nie byłaby kompletna bez herbaty. Właściwie można powiedzieć, że to właśnie ten niepozorny napój zapoczątkował rewolucję i przyczynił się do powstania nowego kraju! Przed wojną o niepodległość koloniści uwielbiali angielską herbatę i pijali ją równie często i chętnie co Anglicy. Nie mogli wyobrazić sobie dnia bez kilku filiżanek herbaty a jej wspólne picie było cenioną aktywnością towarzyską. Dlatego też „podatek herbaciany” wywołał w nich szok i opór, który doprowadził do jednego z największych przewrotów w dziejach! Po uzyskaniu niepodległości herbata popadła wśród Amerykanów w niełaskę i zastąpił ją napój uwielbiany przez nich do dziś, czyli kawa.
Zuza Ducka
Kategoria: Ciekawostki
Data publikacji: 2022-11-23